Pierwszoplanowymi bohaterami festynu w Wodzisławiu były pojazdy wykradzione minionej epoce. Na stadionie MOSiR można było nie tylko je obejrzeć, zrobić pamiątkowe zdjęcie, zapytać właściciela o „rodowód” samochodu. Można było także zobaczyć, ile można z nich wycisnąć jeszcze dzisiaj. Motocykle, samochody, dwusuwy miały bowiem swoje pięć minut w przeprowadzonych przez organizatorów pikniku wyścigach. Gazetainformator.pl zapytała dla was kilku z pasjonatów peerelowskich cudów motoryzacji o ich pojazdy. Oto co powiedzieli:
Adam ze Skrzyszowa – To pojazd zrobiony ze śmieci. Ze starych gratów. Coś choćby Bopper. I en pojazd naprawdę jeździ. Porusza się z prędkością do 50 kilometrów na godzinę. To jest niby taki rower z silnikiem wspomagającym. Zrobiłem go w kilka dni. Z 10 rowerów. Silnik idzie normalnie kupić oryginalny. 50 cm sześciennych. Jest bardzo oszczędny – pali jakieś 1 litr na 100 kilometrów przy prędkości 30 km na godzinę. To idealny sprzęt na wycieczkę. W jedną stronę jedziesz rowerem, a w drugą, jak się zmęczysz włączasz sobie silnik.
Motobicykl Pana Adama naprawdę jeździ
Monika i Janusz z Jastrzębia – Nasz samochód to Warszawa 223 z 1971 roku. Nie jesteśmy pierwszymi właścicielami samochodu. Kupiliśmy je w stanie rozsypki. Remont trwał dobre dwa lata. Na sto kilometrów pali jakieś 11 do 15 litrów. Zależy od tempa. Był taki odważny, co jechał nim 120 kilometrów na godzinę w obecnym stanie, ale to grozi wieloma konsekwencjami. Normalnie bez kłopotu ciągnie 90.
Warszawa Janusza i Moniki wyciągnęła 120 km/h
Mateusz z Połomii – To jest MZ S250 tzw. tropiczka. To motocykl deederowskiej produkcji. Pojemność silnika 250 centymetrów. Wyciąga jakieś 120 kilometrów. Pierwszym właścicielem był wujek. Ja remontowałem ją ponad pół roku.
MZ Mateusza – dzieło niemieckiej precyzji
Stanisław ze Skrzyszowa, zwycięzca wyścigu motocykli – To jest skuter Osa z Warszawskiej Fabryki Motorów. Zaczęto je produkować w latach 50. Łącznie z fabryk wyszło ich 25 tysięcy. Część z nich szło na eksport do Indii. Wtedy je malowali na takie różne kolory. A to konkretne cudo ma w metryce datę urodzenia 1963 rok. Ma 175 centymetrów sześciennych silnik i zdarzyło mi się na nim jechać 80 kilometrów na godzinę. Więcej strach.
Osa pana Stanisława poradziła sobie z zagraniczną konkurencją w czasie wyścigu
Wszystkie pojazdy i ich właściciele są stąd. Od nas. Te piękne samochody i motory są blisko. Niejdnokrotnie wyciagnięte ze stodół, z szop. Długotrwale pielęgnowane wracają do naturalnej gracji. I dlatego możemy je podziwiać.
Tekst i foto Leszek Iwulski