8 maja 1945r. zakończyła się II Wojna Światowa. Nie wszędzie. W Europie. Na Dalekim Wschodzie jeszcze amerykańskie samoloty dobijały dogorywającą Japonię. W sierpniu bomby atomowe zmiotły Hiroszimę i Nagasaki. McArthur przyjął kapitulację kraju kwitnącej wiśni 2 września. W Europie jednak działa zamilkły. Otworzyły paszcze po długim czasie. Po 50 latach na Bałkanach, gdy nacjonalizmy, kryzys ekonomiczny i absolutnie katastrofalna polityka zagraniczna „wielkich graczy” doprowadziła do rozpadu byłej Jugosławii.
Milczące armaty nie potrafiły jednak stłumić wrzasku, jaki dobiegał z okupowanych przez III Rzeszę terenów. Wrzasku milczenia. Wrzasku ciszy, w której miliony powędrowały w zaświaty. Miliony prowadzone jak rzeźne bydło do komór gazowych. Palone w krematoriach. Rozstrzelane pod pierwszym lepszym murem. Powieszone przed jakąś stodołą na dalekim rosyjskim stepie. Miliony zagłodzone. Miliony rzucone do dołów z palonym wapnem. Miliony myśl jakiejś najgorszej, najbardziej zwyrodniałej, najbardziej nieludzkiej ekonomii, przerabiane na mydło. Miliony twarzy bez twarzy – kobiet, kilkuletnich dzieci, starców, mężczyzn w sile wieku. Miliony jednostkowych kosmosów sprowadzonych do kilku cyfr obozowych numerów. Zamordowanych przez kapo, esesowca w czarnym mundurze, albo żołdaka Wehrmachtu. Wachlarz sposobów unicestwienia człowieka był tak szeroki, że trudno ogarnąć nawet promil działalności kostuchy. Wrzask tej ciszy Adorno skwitował krótko. Po Auschwitz nie ma już Poezji. Byli tacy, i trudno im się dziwić, którzy nie widzieli po Auschwitz miejsca dla Boga.
Są środowiska, któe kwestionują odpowiedzialność narodu niemieckiego za przebieg II Wojny Światowej
Dzisiaj pozostaje kwestia pamięci. Pamięć wyznacza odpowiedzialność. I trudno nie dostrzec, że z pamięcią jest coś nie tak. Trudno nie dostrzec, że na podobieństwo zainfekowanych rakiem komórek pamięć degeneruje się. W tkankę pamięci wstrzykuje się wirusa polityczności. Wyludnia się kraina odpowiedzialnych za holocaust. Oczywiście w wymiarze ludzkim jest to oczywiste – indywidualnych winnych stawia przed swoim Trybunałem stwórca. On już wyznaczył miejsce dla pomagierów Adolfa Hitlera. Ale wyludnia się kraina odpowiedzialnych za zagładę Żydów, Polaków, Rosjan, Holendrów, Francuzów i dziesiątek innych nacji w sensie pamięci społecznej. Pustoszeją obozowiska winnych. Albo winni zmieniają tożsamość. Przez lata wiedzieliśmy, kto podpalił świat w 39 roku. Tamte mundury miały różne kolory. Były czarne, niebieskie, najczęściej zielone. Ale ludzie w tych mundurach mówili w języku niemieckim. Owszem, byli nazistami. Ale byli niemieckimi nazistami. Przywędrowali znad Odry. Mieli imiona jak Hans, Helmut, Otto, Wilhelm. Z zachodu. I to oni byli gorliwymi wykonawcami woli oberzbrodniarza. Dzisiejsze dobre relacje z naszym zachodnim sąsiadem nie mogą przesłonić tego faktu.
W końcowym rozrachunku jednak kwestia odpowiedzialności pozostaje kwestią wiary. Wiary i wyboru. Można zaufać, że społeczeństwo niemieckie w tych mrocznych czasach było zahipnotyzowane. Jak szczury podążyło za flecistą z Hameln. Naćpało się narodowego socjalizmu i nie potrafiło rozróżnić dobra od zła. W ej interpretacji nie ma już winnych. Byli nimi naziści. A tych już nie ma. Można uwierzyć również, że winny był naród. Barbarzyńscy Germanowie od wieków pustoszący kontynent. Ci, którzy zasypiają z bagnetem pod łóżkiem, a w szafach na wszelki wypadek trzymają ręczne granaty. W tej interpretacji winni są Niemcy. Wszyscy Niemcy bez wyjątku. Niemcy Goethego, Rilkego, Hessego, Roentgena również. Niemcy wczorajsi, Niemcy dzisiejsi i Niemcy jutrzejsi. Wszyscy oni mają w sobie gen. Gen antysemityzmu, zniszczenia, barbarzyństwa. Można również powiedzieć, że za zagładę odpowiedzialni są ówcześni Niemcy. Tamci Niemcy. I być może nie wszyscy Niemcy. Być może nie Oskar Schindler i zgilotynowana Sophie Scholl. Przyjęcie takiej wizji odpowiedzialności jednakże wiąże się z faktem, że „nasze matki, nasi ojcowie” niekoniecznie byli dobrymi ludźmi. Że za zbrodnie wojenne odpowiedzialne było nie tylko SS, ale i Wehrmacht. Że głównymi sprawcami kaźni byli Niemcy, a szwarccharaktery innych narodowości byli bohaterami szóstego, jak nie siódmego planu.
Przyjęcie innej optyki, przyjęcie równoważności pomiędzy ofiarami, których sprawcami byli Niemcy i niemieckimi ofiarami nie tylko zaciemnia obraz. Ono go zakłamuje. I jako takie jest szkodliwe nie tylko potomków ofiar Rzeszy. Jest szkodliwe również dla samych Niemców, którzy dzisiaj żyją i budują piękne państwo będące motorem Unii Europejskiej.
Tekst Leszek Iwulski