Rząd zawarł kompromis ze związkami w sprawie likwidacji kopalń, ale to nie koniec problemów.
Przez całe wieki Górny Śląsk słynął z węgla. To właśnie górnośląski węgiel stał się podstawą pruskiej potęgi. To de facto o ten surowiec walczyli powstańcy z żołnierzami freikorpsów w okresie II Rzeczpospolitej. Wreszcie węgiel stał się w dużej mierze fundamentem trwania blisko pół wieku Polski Ludowej. W warunkach gospodarki wolnorynkowej górnictwo węgla kamiennego w Polsce zaczęło jednak przeżywać znaczny kryzys. Kryzys tym bardziej dotkliwy, że uderzający w branże, która w wielu regionach Górnego Śląska stanowi jedyną alternatywę wobec bezrobocia. Przez ponad ćwierć wieku wolnej Polski żaden rząd nie zdołał uporać się z problemem górnictwa. Zarówno dla lewicy jak i prawicy problem węgla był rodzajem pola minowego, na którym wybuchały kolejne ekipy rządzące. Jednocześnie każda kolejna ekipa powielała te same irytujące błędy w zarządzaniu państwowym przedsiębiorstwem. Rozrost administracji, olbrzymi wzrost nakładów na coraz to bardziej kosztowne zarządy, polityczne nominacje ludzi, którzy niekoniecznie mieli kiedykolwiek do czynienia z górnictwem, albo nawet z zarządzaniem czymkolwiek. W dodatku państwo bynajmniej nie zamierzało zrezygnować ze swojego udziału w zyskach, które przynosiło czarne złoto. Obciążenia fiskalne, które zostały nałożone na kopalnie są ogromne – to 34 różne podatki. Jednocześnie w tych miejscach, gdzie oczekiwana jest interwencja państwa, jest ono bezradne.
Posiadając jedne z największych złóż węgla w Europie Polska jest jednocześnie państwem, które importuje ten surowiec. Węgiel z Rosji, czy Australii jest tańszy i dlatego jest kupowany, w przeciwieństwie do rodzimego, który zalega na wyrobiskach. Rzeczpospolita nie nakłada ceł na ten węgiel. W dodatku śląski węgiel sprawia problemy przy wydobyciu – zalega głęboko, fedruje się nawet na głębokościach przekraczających tysiąc metrów. Wydobywany jest na terenach silnie zurbanizowanych, co przyczynia się do degradacji środowiska naturalnego. Szkody górnicze również obciążają rachunki kopalni, a zobowiązania z tytułu odszkodowań wobec gmin nie należą do najmniejszych. Nie pomaga również brak wypracowanych mechanizmów komunikacji pomiędzy stroną społeczną w zarządem spółek górniczych. Jakiekolwiek próby zmian kończyły się do tej pory z jednej strony zapowiedziami strajków, z drugiej groźbą likwidacji kopalni. Obie strony nie żałowały sobie medialnych razów – z jednej i drugiej strony padały oskarżenia o egoizm, ciasnotę umysłową, złodziejstwo… Jakby problemów było mało, w ostatnich latach cena węgla dramatycznie zaczęła zjeżdżać w dół. Dzisiaj w portach zachodniej Europy można tonę dostać nawet za 50 dolarów. Obrazu skali trudności, w jakich porusza się ktokolwiek próbujący oczyścić tę stajnię Augiasza dopełnia polityka. Jeszcze pod koniec ubiegłego lata premier Donald Tusk zapowiadał, że na Śląsku nie zostanie zlikwidowana ani jedna kopalnia. Tym bardziej zaskoczył komunikat Kompanii Węglowej, która w styczniu ogłosiła, że nie będzie mieć pieniędzy na wypłatę pensji. Rząd zareagował gwałtownie.
Ogłoszono, że 4 kopalnie zostaną zlikwidowane, a dalsze 4 trafią do nowej spółki. W tle pojawiła się propozycja zbycia kopalń na rzecz prywatnego inwestora. Związki zawodowe, włodarze gmin, ludność miast, gdzie kopalnie miały być zlikwidowane lub „zrestrukturyzowane” rządowe plany przyjęły ze zdecydowanym sprzeciwem. W kopalniach całej Kompanii Węglowej oraz Katowickiego Holdingu Węglowego oraz jastrzębskiej Spółki Węglowej zawrzało, a górnicy nie wyjechali na powierzchnię. Niektórzy górnicy z kopalń przeznaczonych do likwidacji podjęli głodówkę. Przez śląskie miasta przetoczyły się wielotysięczne manifestacje solidarności z pracownikami kopalń. W tych warunkach rząd zdecydował się na przepchnięcie przez parlament ustawy o restrukturyzacji górnictwa. Ustawa przeszła przez sejm w ekspresowym tempie i właściwie stanowiła powielenie planu rządu. Tymczasem związki zawodowe zagroziły strajkiem generalnym na terenie całego kraju. Groźba masowych protestów społecznych na kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi skłoniła premier Ewę Kopacz do kompromisu, którego najbardziej czytelnym punktem było wycofanie się rządu z zapowiedzi likwidacji kopalń. Jednakże sytuacja w górnictwie na chwilę obecną jest bardzo cieżka. Kondycja finansowa każdej ze spółek węglowych jest trudna. Programy naprawcze zostały przedstawione niezwykle mglisto. Nie jest znane w dodatku stanowisko Komisji Europejskiej, która może uznać pompowanie pieniędzy do nierentownych kopalń za niedozwoloną pomoc publiczną i zabronić kontynuowania tej operacji. W dodatku premier Kopacz właściwie powtórzyła zapewnienie ex – premiera Donalda Tuska o tym, że nie będzie likwidacji kopalń. Jeśli wycofa się z tych pozycji Polsce na wiosnę może grozić nie tylko zapaść sektora górniczego, ale także rozlewajaca się szeroko fala niezadowolenia społecznego.
Leszek Iwulski
KOMENTARZ NA GORĄCO:
Adam Gawęda
Radny Sejmiku Wojewódzkiego
Zaistniała dramatyczna sytuacja w górnictwie budzi moje ogromne zaniepokojenie. Pragnę mocno podkreślić, iż głównym założeniem restrukturyzacji polskiego górnictwa nie może być jego dalsza likwidacja, gdyż oczywistym następstwem takich działań będzie wzrost bezrobocia na Śląsku i zubożenie mieszkańców naszego regionu.
Jakie są źródła i przyczyny takiej sytuacji? Na obecną, bardzo trudną sytuację składa się wiele czynników. Tym zewnętrznym czynnikiem jest niestabilny rynek międzynarodowy oraz unijne dyrektywy, przekładając się na niespotykany od dziesięciu lat niski poziom cen węgla. Ale są też przyczyny leżące po stronie właściciela, czyli skarbu państwa, który przez ostatnie lata nie podjął skutecznych działań naprawczych. Rząd jakby zapomniał, że w Polsce filarem bezpieczeństwa energetycznego jest węgiel. Pomimo zgody Komisji Europejskiej przez kilka lat nie realizował potrzebnych w tym sektorze większych inwestycji, które podniosły by kopalnie na wyższy poziom technologiczny, prowadząc do jego rentowności. Brak konsekwencji, słabe wykorzystanie posiadanego potencjału – maszyn i urządzeń, niewłaściwy nadzór oraz pozorowanie działań restrukturyzacyjnych – to główne błędy i źródła obecnych problemów górnictwa. Jakie są możliwości naprawy tej sytuacji? Prostych rozwiązań dzisiaj nie ma. Potrzebny jest solidny plan naprawczy skierowany na uzyskanie płynności finansowej i ratujący spółkę przed upadłością oraz zmiany organizacyjne podnoszące wydajność i efektywność, np. wydłużenie produkcji z 5-cio do 6-cio dniowego tygodnia pracy, skrócenie dróg transportu czy wprowadzenie skutecznych instrumentów sprzedaży. Do tego potrzebna jest współpraca śląskich, sprawdzonych fachowców z uczelniami technicznymi i ekonomicznymi. W dłuższej perspektywie potrzebne są nowe inwestycje, udostepnienie nowych pól eksploatacyjnych, odbudowa pozycji konkurencyjnej spółek górniczych oraz emisja akcji pracowniczych i giełdowych. Ważnym filarem będzie połączenie z energetyką. Potrzebne są również spółkom górniczym mniejsze obciążenia podatkowe. Kiedy spadają ceny węgla na rynkach międzynarodowych takie działania powinno się podejmować. Tak jak tworzy się strefy ekonomiczne, w których przedsiębiorcy uzyskują wymierne wsparcie, tak górnictwo należy potraktować jak jedną wielką strefę energetyczno-paliwową! Obecny poziom obciążeń sięga ok. 7 mld zł rocznie. Źle oceniam działania obecnego rządu. Nie wykorzystał prawnych możliwości ochrony węgla krajowego przed nieuczciwą konkurencją ze strony subwencjonowanego węgla, importowanego z Rosji. Rząd nie reagował w porę na wyraźne sygnały odnośnie pogarszającej się sytuacji w spółkach górniczych.
/publ. a/