Ponad 200 tysięcy zł kosztował plac zabaw, który ledwo rok po otwarciu przez wielu uważany jest za śmietnisko.
Plac zabaw w parku tuż obok galerii „Karuzela” miał być jednym z tych elementów, które zachęcą mieszkańców do korzystania z miejskich atrakcji. Miał przekonać młodych rodziców, że miasto właściwie dba o ich potrzeby, a w konsekwencji skłoni ich do tego, by nie opuszczali Wodzisławia Śląskiego. Magistrat naprawdę postawił na solidną jakość za dość wygórowaną cenę. Plac zabaw kosztował bowiem, bagatelka, 235 tysięcy złotych. Na placu znalazła się m.in. piaskownica z metalową koparką, dzwony rurowe, huśtawki oraz tunele i ławeczki, z których mogli korzystać strudzeni wędrówką po centrum opiekunowie. Wielu mieszkańcom podobała się oryginalność zastosowanych rozwiązań. Mniejszej liczbie podobała się cena placu. Jeszcze mniejszej liczbie mieszkańców natomiast przypadło to, jak placyk zaczyna coraz bardziej być zapuszczony. Już na samym początku na wykonawcę posypały się gromy z uwagi na to, że ostateczny kształt obiektu odbiegał od wymaganych przez urząd parametrów. Rodzice zwrócili uwagę na to, że żwirek ma zbyt ostre krawędzie i ich pociechy mogą się pokaleczyć. Bezpieczna nawierzchnia, zdaniem wielu, była „bezpieczna” tylko z nazwy, bo odbiegała od norm przewidzianych przez prawo. Koparka została zniszczona już pierwszego dnia. Również ostre krawędzie rur w tunelach budziły wśród wielu rodziców kontrowersje. Kontrole zlecone przez magistrat wykazały, że rzeczywiście nie wszystko jest w porządku i firma LURKA powinna zlikwidować uchybienia. Szybko okazało się jednak, że nie tylko usterki i niedociągnięcia techniczne są problemem. Nie wszyscy bowiem korzystają z placu zabaw w taki sposób, w jaki przewidział to producent urządzeń. Koparka naprawiana była już kilkakrotnie. Reperacja przypomina syzyfowe prace, bo jest ona wciąż i wciąż niszczona. Tunele, które w zamierzeniach miały być miejscem pląsów i wesołych przekomarzań przedszkolaków, chyba spełniają również inne funkcje. Świadczy o tym fakt, że dość często można obok nich znaleźć butelki po przysłowiowym „browarku”, a zdarza się, że bije z nich ostry zapach moczu. Butelki po piwie można znaleźć zresztą nie tylko tam, ale także pod ławeczkami. Część mieszkańców unika spacerów na plac zabaw, bo twierdzi, że zbyt często kręcą się tam bezdomni. Bezdomni śpią również w tunelach, w których normalnie bawią się dzieci. Ławeczki dla dorosłych są uszkodzone. Podobnie jak instrumenty muzyczne. Koparka oczywiście jest zepsuta. Pewnym rozwiązaniem problemu ustawicznej dewastacji bez wątpienia byłoby postawienie ogrodzenia, o co bezskutecznie postulują od jakiegoś czasu rodzice. Inicjatywa polegająca na zamknięciu placu zabaw umarła śmiercią naturalną, bo konserwator zabytków powiedział „nie”. Jednak jego sprzeciw nie był całkowicie jednoznaczny. Dopuszczono wyjście kompromisowe polegające na ogrodzeniu obiektu ażurowym płotkiem o wysokości przekraczającej metr. Miasto jednak nie wystąpiło o postawienie tego typu ochrony dla własnej inwestycji. Być może pewnym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie patroli straży miejskiej. Te według urzędu miasta odbywają się wokół placu zabaw wcale często. Jednak co pomogą patrole za dnia, gdy park jest uczęszczany. Większość aktów wandalizmu odbywa się w nocy, zaś służby miejskie pracują przecież do 22.00. Na razie usunięcie problemu zaśmiecenia parku i usunięcia ewentualnych nieczystości spadnie na barki Służb Komunalnych Miasta, które mają w swoim rozkładzie gruntowne wiosenne porządki właśnie na przełomie marca i kwietnia.
Leszek Iwulski