Region: Studenci, co bele kaj se rajzują

1
220
bele_kaj_10815483_10205174619550059_208486802_o.jpg

Swój podróżniczy blog piszą śląską gwarą.

 

Julia Rogowska oraz Mateusz Sebastian od czterech lat podróżują po świecie. Tradycyjne wczasy i leniuchowanie do oporu, szybko okazały się dla nich nudne, dlatego postanowili wyjść poza standardowy model wypoczynku. Szukają tanich lotów, podróżują autostopem, a wszystko po to, by wyjść na spotkanie nowym miejscom, innym kulturom i ciekawym ludziom.

 

Julia Rogowska oraz Mateusz Sebastian spełniają swoje marzenia i zwiedzają świat. W bardzo licznej grupie podróżników są jedynymi, którzy o swoich wyprawach piszą gwarą. Na blogu www.belekaj.eu oraz facebookowym fanpage'u dzielą się tym, co spotyka ich w drodze, a także cennymi wskazówkami. Ci, którzy z gwarą są na bakier, mogą skorzystać z opcji "je żech gorol – niy poradza".

 

Krok pierwszy: finanse

 

Założenie Julii i Mateusza było takie, by rodzice nie sponsorowali ich podróży. Od trzech lat zarabiają w czasie wakacji. W piątki oraz soboty można ich spotkać w rybnickiej pizzerii Dares, gdzie pracują na nocki. Większość zgromadzonych w ten sposób pieniędzy przeznaczają na swoje wyprawy. Studenci należą do facebookowej grupy zrzeszającej fanów autostopu, gdzie często zdarzają się przepychanki o charakterze ekonomicznym. – Ktoś pisze: mam tysiąc złotych, gdzie powinienem pojechać? Ktoś odpisuje: leć do Indii albo do Chin, zaś kto inny: za tysiąc złotych to ja bym zwiedził pół świata. Nie na tym to jednak polega, by objechać cały świat za pięć euro – opowiada Julia. – Nie widzę sensu pojechania do przysłowiowego Rzymu i nie skosztowania pizzy. Podróżowanie polega na poznaniu kraju, do którego się wybieramy, jego niepowtarzalnej kultury. My też mogliśmy przejechać Stany i nie zobaczyć nic. Jednak dzięki temu, że mieliśmy finansowe zaplecze zwiedziliśmy ich kilkanaście i poznaliśmy ich smaczki. Chcemy zobaczyć dużo, więc musi być tanio, ale nie "na żebraka". Odwiedziliśmy m.in. Dallas, muzeum poświęcone zabójstwu Kennediego, park olimpijski w Atlancie, Kapitol w Waszyngtonie, Statuę w Nowym Jorku, kasyna Las Vegas czy piękne plaże Miami Beach. Doceniam ludzi, którzy podróżują i przez to uczą się. Poznają języki, ciekawe osoby, miejsca… na tym to powinno polegać. To ma być podróż, nie włóczęgostwo – dopowiada Matis. Nie ma jednego przepisu na tanie wyprawy. Są elementy, które pozwalają obniżyć koszty podróży. W wakacje podróżujemy autostopem. Szukamy tanich lotów i pociągów. W Stanach można pojechać autobusem za dolara. Czymś, co bardzo jednak obniża koszty podróży jest tani nocleg.

 

Couchsurfing i galeria osobowości

 

Julia i Mateusz korzystają z portalu couchsurfing.org, który umożliwia znalezienie darmowego noclegu w domu mieszkańca konkretnej miejscowości. To przede wszystkim okazja do poznania niesamowitych ludzi. – Podczas pobytu w Stanach spotkaliśmy sporo osób, które pomogły nam spojrzeć na życie trochę inaczej, wpłynęli na nasz światopogląd – mówi Mateusz. Wielu hostów jest do siebie pod pewnymi względami do siebie podobnych, co pozwala stworzyć schemat couchsurfera: kawaler, po trzydziestce, najczęściej ma zdalną pracę i sporo wolnego czasu. Taki styl życia pozwala mu na przyjmowanie gości. Couchsurfing to również pomysł na poznanie nowej kultury dla tych, którzy nie mogą wyjechać.

Wybierając couchsurfing należy liczyć się z tym, że trafimy na osobistości. – Gdy byłem  Stanach chciałem zwiedzić kawałek wschodniego wybrzeża. Jechałem do Atlanty. a potem do Nashevill. Tam moim hostem był pewien muzyk. Mieszkał w domu, w którym rezydowało jeszcze dwanaście innych osób, a wszyscy wchodzili w skład zespołu. Dostałem swój pokój, swój koc, którego nie odważyłem się użyć. Warunki były mało hotelowe, bardzo imprezowe, a host całkiem sympatyczny. Nie mogę narzekać, bo dostałem dach nad głową. Jednak czasami czytasz opis tego miejsca, a okazuje się zupełnie nie takie, jakie sobie wyobrażałeś – wspomina Matis.

– Zdarzył się też czarnoskóry gospodarz o żeńskim imieniu i masie 150kg, który ciągle śpiewał i sam o sobie mówił, że jest alkoholikiem. Napisał nam smsa: wejdzcie napijcie się, ja tam przyjdę za 10 minut. Był bardzo specyficzny i dość szorstki w kontaktach międzyludzkich. Nie lubił oczywistych pytań – dodaje. – Obawiałam się, że nas zaraz wyrzuci. Ostro komentował i jasno wyrażał swoje zdanie, jednak przy tym był bardzo konkretny – dorzuca Julia.

 

Wielki Kanion Kolorado? Podróż po Stanach szybko i tanio? Wbrew pozorom można. Trzeba tylko zrobić ten pierwszy krok i wyjść z domu. Julia i Matis są przykładem na to, że gdy ktoś złapie bakcyla podróży, ciągle będzie poszukiwał nowych miejsc, które warto zobaczyć.

 

Krok drugi: wyjdź z domu

 

Po raz pierwszy razem wybrali się na wczasy do Grecji. Schematycznie, typowo… słoneczko, leżaczek. Po 10 dniach leniuchowania, doszli do wniosku, że warto jednak odejść od tradycyjnego plażowania i prawdziwie poznawać cele swoich podróży. Zaczęli więc od Pragi. Potem był Rzym, Londyn, Paryż, Stany Zjednoczone… Julia spędziła rok w USA pracując jako au pair. – Ten wyjazd dał mi możliwość zobaczenia amerykańskiego życia od kuchni. Mieszkałam u rodziny żydowskiej, co było tym bardziej ciekawym doświadczeniem. Miałam okazję zobaczyć, w jaki sposób obchodzą swoje tradycyjne święta Paschy czy Hanukę. Przekonałam się, że polskie dzieci to anioły w porównaniu z tymi amerykańskimi – opowiada Julia. Wyjazdy dają im możliwość bezpośredniego poznania danej kultury, również tej ciemniejszej jej strony. Dzieje się tak głównie za sprawą ludzi, których spotykają na swojej drodze.

– Albania to piękny kraj. Warto tam pojechać na wakacje. Ludzie są bardzo gościnni. Poznaliśmy także jej drugie oblicze. Kiedy łapaliśmy stopa, by dotrzeć do Skopje, zatrzymał się facet, który jechał do Sarandy. Był właścicielem hotelu i mogliśmy się u niego zatrzymać. Dostaliśmy apartament 140 m2 z telewizorem, dwoma łazienkami i dwoma sypialniami. Spędziliśmy tam dwa dni. Najpierw mnie zagadywał, czy gdzieś pracuję i proponował mi przewożenie paczek do różnych europejskich stolic. Domyślałem się, co w nich jest ponieważ na terenach wokół Serandy znajdują się plantacje marihuany. Z kolei przed samym wyjazdem pytał Julię o koleżanki, które byłyby chętne ożenić się z jego kolegami. By wyjechać z Albanii do Wielkiej Brytanii potrzebne są papiery kosztujące kilka tysięcy euro. Łatwiej więc wziąć ślub cywilny z Europejką i w ten sposób dostać papier – wspomina Matis.

Takie historie zdarzają się wszędzie i nie zniechęciły ich do dalszych podróży. Najbliższa wyprawa już w maju. Studenci wybierają się do Holandii lub do Hiszpanii.

 

Krok trzeci: rozwijaj się

 

– Trzy miesiące w Stanach dały mi więcej niż cztery lata studiów, jeżeli chodzi o rozwój personalny. Poznałem faceta, który pojechał na 4 miesiące do Nepalu, wrócił, zmienił swoje życie, rozstał się z żoną, zmienił pracę i teraz czuje się szczęśliwy. Inny twierdził, że tygodniowo powinno się pracować maksymalnie 4 godziny. Takie spotkania zmieniają nasze życiowe postawy, uświadamiają nam, że można żyć inaczej. Kiedy poznajemy odległe kultury, zderzamy się z innymi religiami, zaczynamy patrzeć na rzeczywistość z innej perspektywy. Gdy zaczynasz działać, stajesz się szczęśliwszy – podsumowuje Matis.

 

Podróżniczy blog "po naszymu"

 

Podróżników jest całe mnóstwo, zaś w gąszczu blogów opisujących wyprawy w różne zakątki świata można się zgubić. Julia i Mateusz odwiedzają inne strony głównie w poszukiwaniu wskazówek i przydatnych informacji. – Jedyny blog, który obserwujemy to "Autostopem przez życie" Przemka Skokowskiego. Podziwiam to, co w trakcie podróży robi dla innych. Jedną z jego akcji jest zbiórka pieniędzy na hospicjum – mówi Julia. – Nie szukamy inspiracji w postawie i na stronach innych podróżników. Chcieliśmy stworzyć coś swojego – dodaje.

Julia i Mateusz znaleźli sposób, by się wyróżniać. Ich blog, pisany śląską gwarą, ma coraz szersze grono odbiorców. Niektóre posty, zwłaszcza te poruszające aspekt ekonomiczny wyprawy przeczytało około 1700 odbiorców. – Jeżeli porównamy nasze wycieczki z podróżami innych, to nie ma się czym chwalić. Nie chodzi nam o robienie kariery w podróżniczej blogosferze. Jednak pisząc w języku śląskim, przyciągamy również tych, których interesuje gwara. Pierwsze słowo powiedziałem po śląsku. W domu mówimy gwarą, to mój język ojczysty, dlatego bardzo mi zależy, żeby przetrwał, a wydaje się to coraz trudniejsze. Śląski jest ciężki, mało romantyczny, a przez wielu postrzegany również jako niemodny. Chcielibyśmy, żeby nasz blog był jednym z impulsów do zachowania tego języka i używania go. Po głowie chodzi nam zorganizowanie prezentacji podróżniczo-językowych dla młodzieży promujących śląską gwarę – komentuje Matis.

 

/Ania Zganiacz/