Fantastyczny Tetraedr w „Historii Pana Sommera”

3
128
historia 15.jpg
Na początek wystawił sztukę Patricka Süskinda o miejscowym odszczepieńcu, wędrującym od świtu do nocy bez wyraźnego celu. Pan Sommer podejrzewany o klaustrofobię i dziwactwo, poprzez niekończące się wędrówki staje się nieodłącznym elementem krajobrazu, jednak tak niewiele znaczącym, że jego zniknięcie nie zwraca niczyjej uwagi. Jedynym świadkiem tragicznego zniknięcia Sommera jest kilkunastoletni chłopiec, w którego rolę wciela się trójka młodych aktorów.
 
– Wszyscy wcielamy się w jedną osobę, ale też czasem dzielimy się rolami. Ja np. jestem dodatkowo nauczycielką gry na fortepianie, a Łukasz jest naszym terierem. I mimo, że gramy jedną osobę, to każde z nas ma jakby swoją osobowość, swoje cechy charakteru, które różnią nas od siebie – opowiadają młodzi aktorzy Agnieszka Rajda, Jakub Tabor i Łukasz Czogalik.
 
Narracja zwielokrotnionego obserwatora, ujawniająca prawdę, jest okazją do opowiedzenia kilku innych historii: o lekcjach gry na fortepianie u panny Funkel, nauce jazdy na rowerze matki czy przygotowaniu idealnej randki.
 
– Spektakl oparty jest mocno na słowie czyli trochę inaczej niż zazwyczaj pracujemy – mówiła reżyserka Grażyna Tabor. – Jak pracuje się z młodymi ludźmi? Myślę, że po prostu nie trzeba im odpuszczać, traktować jak dorosłych, nie jak dzieci, narzucić pewien rygor i dyscyplinę. Tak jak poza spektaklem pozwalamy sobie na luz i na zabawę, tak jest taki moment, że wszystko musi być wzięte w ryzy – tłumaczyła reżyserka.
 
Było widać, że młodzi aktorzy z jednej strony bardzo poważnie traktują aktorskie wyzwanie, z drugiej – po prostu dobrze się bawili będąc na scenie. – Teatr daje dużo szczęścia i takiego trochę innego życia, bo czasem człowiek żyje pędzie, a teatr przynosi spokój – stwierdzili aktorzy. – W występowaniu najbardziej kocham więź między aktorem a widzem. Sposób odbierania gry aktorskiej przez widza – stwierdziła Agnieszka. – Ja lubię to, że możemy tutaj wszyscy wspólnie, w grupie, poćwiczyć, powygłupiać się, no różne rzeczy porobić wspólnie – dodał Kuba. – Ja bardzo lubię możliwość jakby wyżycia się poniekąd, to znaczy, dać upust wszystkim naszym dziwnościom, bo mimo wszystko każdy z nas jest w jakiś sposób dziwny, możemy jakby to z siebie wydostać i poczuć się po prostu sobą – powiedział Łukasz.
 
Grażyna Tabor jest przekonana, że teatr młodemu człowiekowi daje wiele. – Przede wszystkim daje odwagę, taką na życie, odwagę bycia w sytuacji publicznej, to jest bardzo cenna cecha i bardzo pożądana w dzisiejszym świecie. Daje pewien rodzaj otwartości na drugiego człowieka, empatii może, niekoniecznie, młodzi ludzie mają szansę rozwinąć w sobie empatię, tę tak trudną cechę wobec drugiego człowieka, uważność, koncentrację, skupienie, świadomość ciała. Teatr uczy obserwacji siebie, tego co się dzieje z moim oddechem, ciałem, ale też głosem, jak on ze mnie wychodzi, co ja muszę zrobić, żeby głośniej mówić, żeby wyraziściej, co bierze w tym udział, język, usta, policzki, przepona, mięśnie brzucha, mięśnie kręgosłupa. Wszystkiego tego się uczą – mówiła reżyserka.
 
Już w najbliższy poniedziałek 21 grudnia o godz. 18.00 w sali kameralnej RCK kolejne wydarzenie z udziałem Tetraedru – przedstawienie bożonarodzeniowe pt. "Kolędnicy", w którym aktorzy przypomną zanikającą tradycję zajść kolędniczych w oparciu o dawne teskty kolędnicze oraz mało znane kolędy i pastorałki.
Wstęp wolny.
 
RCK
publ. /j/