Podczas obrad sejmowych komisji, które odbyły się w Kuźni Raciborskiej pod koniec października, posłowie odwiedzili teren budowy zbiornika przeciwpowodziowego Racibórz Dolny oraz dyskutowali o jego przyszłości w kontekście rozwiązania umowy z dotychczasowym wykonawcą – hiszpańską firmą Dragados. W trakcie gorącej dyskusji Mariusz Gajda, Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Środowiska, zapewniał, że mimo licznych zawirowań zbiornik będzie gotowy w 2019 r.
Tymczasem posłanka PO Gabriela Lenartowicz podczas spotkania z dziennikarzami mówiła, że dotrzymanie obietnicy złożonej przez Mariusza Gajdę jest praktycznie niemożliwe. – Minister Gajda powiedział, że zbiornik powstanie za trzy lata. Ale w tej chwili będziemy robić zamówienie publiczne na szczegółowym projekcie technicznym. A projekt najpierw trzeba zrobić, potem musi powstać do niego ocena oddziaływania na środowisko, musi być pozwolenie, każdy może do tego podnieść wątpliwości, a dopiero potem przeprowadzi się przetarg – wyjaśniała posłanka. I dodała:
– Ja mam poważne obawy, czy te trzy lata wystarczą na te procedury, a co dopiero na wykonawstwo.
Wskazywała również na konieczność kontynuowania inwestycji zgodnie z założeniem, że w Raciborzu powstanie polder, a nie zbiornik mokry. Według niej ten drugi nie jest potrzebny do skutecznej ochrony przeciwpowodziowej, a ewentualna zmiana koncepcji wiązałaby się z „szalonymi” kosztami i wydłużeniem czasu realizacji zadania nawet do 10 lat.
Posłanka odniosła się także do historii inwestycji i wskazywała źródło obecnych problemów. Jej zdaniem, należy go szukać w przeszłości. Bardzo ważna była kwestia czasu ewentualnego stworzenia dokumentacji itd. Ostatecznie zdecydowano się na skorzystanie z pomocy Banku Światowego, który zapewnia nie tylko wsparcie finansowe, ale również merytoryczne. Następnie podjęto decyzję o pozyskaniu pieniędzy także z Banku Rady Europy. Pozostała kwota miała zostać wyasygnowana z budżetu państwa oraz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Chociaż zdaniem Lenartowicz, przygotowanie przetargu mogło przebiegać nieco inaczej, to „wszystko byłoby dobrze”, gdyby nie ogłoszenie upadłości firmy Hydrobudowa. Nikt się nie spodziewał, że Hydrobudowa zbankrutuje tuż przed rozstrzygnięciem przetargu. No i nikt nie sądził, że pojawi się jakiś Dragados – powiedziała posłanka. – Gawłowski [Stanisław Gawłowski (PO) – sekretarz stanu w Ministerstwie Środowiska w latach 2007-20015 – przyp. red.] nie chciał się na to zgodzić, ale Bank Światowy, obawiając się jakiegoś krajowego lobbyingu, nie zgodził się na wybór innej firmy – tłumaczyła Lenartowicz. Dodała również, że niedawne żądania premii, podwyżek itd. przez hiszpańską firmę nie powinny spotykać się z zaskoczeniem, ze względu na fakt, iż podczas przetargu zadeklarowała ona bardzo niską cenę – i można było przypuszczać, że zechce w taki sposób „odrobić stratę”.
Posłanka odniosła się również do kwestii wyboru kruszywa: – Pamiętam zwalczające się lobby żwirowe i łupkowe. Wszystkie służby, z CBA włącznie, się tym zajmowały, a projektanci robili co mogli, żeby wskazane przez nich parametry nie faworyzowały jednych albo drugich. Okazuje się, że i żwir, i niektóre łupki nadają się do budowy zapór. I to, że niedawno trzeba było rozbierać część zapór nie wynikało z tego, że to był łupek, ale z tego, że był to jego niewłaściwy rodzaj. Zresztą tu akurat Dragados nie robił problemów i naprawił to, co trzeba. I nie ma wątpliwości, że to nie była główna przyczyna rozwiązania umowy. Już dwa lata temu Zarząd Gospodarki Wodnej miał ich pogonić. Z jednej strony lepiej późno niż wcale, ale z drugiej – trzymajmy kciuki za ministra Gajdę, trzymajmy kciuki, żeby jak najszybciej, i żeby budowa była kontynuowana. W przeciwnym razie, my, mieszkańcy tych terenów, możemy mieć naprawdę duży problem z powodów powodziowych – zakończyła Gabriela Lenartowicz.
/kc/
Fot. Katarzyna Czyż