Ukrywające się pod przykrywką tradycji i dziedzictwa kulturowego, jednak w gruncie rzeczy będące jedynie przykrym symbolem zmieniających się czasów. Siedem duchów grzesznych świąt – niczym dickensowski Ebenezer Scrooge zatruwają magię grudniowych dni, przysłaniając nam prawdziwy sens Bożego Narodzenia.
Pierwsza, a jakże, kroczy ona – wyniosła dama z głową podniesioną tak wysoko, że jakichkolwiek ziemskich spraw już z tej wysokości nie widzi. Ocenia wszystko dookoła przez pryzmat swej doskonałości, wysokie noty przyznając tylko sobie. Nie pozwala na dostrzeżenie drugiego człowieka, nie pozwala na odpuszczenie, przyznanie się do błędu. Nie pozwala na tak ważne w trakcie świąt przebaczenie. Uniemożliwia pojednanie. To ona, kładąc na wigilijny stół dodatkowy talerz, jednocześnie zamyka wszystkie zamki w drzwiach. To ona nie dopuszczając do siebie myśli o drugim człowieku, nawet w gronie rodziny, pozostaje samotną w swojej wierze. Wierze w samą siebie.
Czytaj więcej: Felieton: Grzeszne święta