Rodzice dzieci autystycznych nie mogą sobie pozwolić na słabość. Są gladiatorami walczącymi o lepsze życie dla swoich pociech.
Laura ma 16 lat. Długie, kręcone jak morskie fale blond włosy, opadają jej na ramiona. Z jej dziecięcej jeszcze twarzyczki nie schodzi uśmiech. Uśmiech tak serdeczny, że człowiek zaczyna wierzyć, że świat jest dobry. Wstaje od stołu i biegnie do mnie. Wyciąga rękę, wita się i nerwowo wystukuje coś na swoim tablecie. Po kilku sekundach, z tabletu daje się słyszeć: „dzień dobry”. Laura nie mówi. Laura ma zdiagnozowany autyzm…
F84 – ten niezrozumiały dla większości z nas symbol, często jest dla rodziców wyrokiem śmierci. Dlaczego? Przecież to tylko oznaczenie autyzmu w kodzie ICD10, Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych. Ta jedna litera i dwie cyfry zabijają. Zabijają marzenia rodziców o idealnym dziecku. Niejednokrotnie zabijają też dotychczasowe relacje z bliskimi, zabijają małżeństwa i snute przez kilka lat dalekosiężne plany. Jednak wszechświat nie znosi pustki. W wielu religiach śmierć jest początkiem nowego życia. Tak jest i w tym wypadku. Rodzice dzieci dotkniętych spektrum autyzmu, muszą pozwolić dziecku urodzić się na nowo. Pogodzić się z tym, że ich życie nie będzie wyglądało jak kolorowe ujęcia z telewizyjnej reklamy płatków kukurydzianych. Kiedy już to zrobią, zaakceptują fakt, że ich czasami długo wyczekiwana pociecha do końca życia pozostanie „inna”, co nie oznacza gorsza, wtedy stają się gladiatorami. Walczą o swoje dziecko i jego lepszy byt, niczym sienkiewiczowski Ursus o Ligię. Poświęcają więcej niż nam się może wydawać. Poświęcają swoje życie.
Czytaj więcej: Z autyzmem przez życie…