Można dywagować, czy gwara śląska jest językiem, dialektem czy po prostu gwarą. Jedno jest pewne – jest elementem dziedzictwa kulturowego, bogactwem, którego nie możemy zaprzepaścić.
Czym byłby Śląsk bez „godki”? Być może tym samym, czym Poznań bez koziołków czy Warszawa bez Syrenki. Jest to rodzaj kodu kulturowego, na którego całościowy obraz składa się również tradycja, literatura, sztuka, muzyka. Aby o tym nie zapomniano, stara się Alina Spandel-Skupiń z radlińskiej Sportowej Szkoły Podstawowej – polonistka, absolwentka podyplomowych Studiów Wiedzy o Regionie na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach.
– Język śląski jest bardzo ważnym elementem śląskiej kultury. Nie możemy się go wstydzić. To jest język naturalny, którym posługiwali się nasi przodkowie, a który niestety zanika – twierdzi radlińska nauczycielka.
Trudno się z nią nie zgodzić, jednak wiele lat pewnego rodzaju wstydu, który towarzyszył rdzennym Ślązakom przy posługiwaniu się gwarą, zrobiło swoje. Jeszcze do niedawana dzieci, które w szkole rozmawiały gwarą, często były wyśmiewane. To spowodowało, że język śląski zaczął zanikać, a razem z nim śląskie tradycje.
Z tego też powodu w szkole planowane są zajęcia z wiedzy o regionie. Na tych lekcjach uczniowie nie tylko odkryją na nowo bogactwo gwary, ale i poznają piękne śląskie tradycje, które odchodzą do lamusa. Jak sama A. Spandel-Skupiń podkreśla, wiedza na ten temat wśród uczniów jest znikoma. Młodzież nie wie, czym są betlejki czy jak wygląda obrzęd obmywania się w potoku w Wielki Piątek. Zdarza się, że nie wiedzą oni, co to jest siemieniotka czy hekele – potrawy, które z pewnością można nazwać endemicznymi.
Zdobywanie takiej wiedzy stanie się możliwe również dzięki temu, że placówka postanowiła wziąć udział w projekcie „Tesco: Decydujesz – pomagamy”. – Nikaj ni ma tak pjyknie!! Ślonzoki wiedzom, czego im trza, skuli tego ni ma sie czego lynkać. Ni może nas być gańba – ze godomy, klachomy i fedrujymy. Som my stond i nasze bajtle trza uczyć, tego co poradzili starki i starziki. Rechtory w Biertołtowach fest by chciały, coby szkolorze uczyły sie ni yno o tym, co je daleko, ale nejprzod o tym, kaj żyjom – dzięki temu tekstowi udało się szkole wygrać grant. – Do naszych urn trafiły aż 12383 żetony! – cieszy się A. Spandel. – Ogromna ilość oddanych na nas głosów pokazała, że jest duże zainteresowanie takimi działaniami. Młodzież chce poznawać swój region i kulturę. Jest to dla nich ciekawe. Nasze działania spotkały się również z bardzo pozytywnym odbiorem wśród rodziców. Nawet tych, którzy nie są Ślązakami, a przyjechali tutaj np. z Pomorza – dodaje.
Głównymi założeniami projektu są: rozwijanie wartości rodzinnych związanych z wartościami kulturowymi wspólnoty lokalnej, rozwój postaw patriotycznych związanych z tożsamością kultury regionalnej, rozwijanie wiedzy o kulturze własnego regionu i jej związkach z kulturą narodową, kontakt ze środowiskiem lokalnym w celu wytworzenia bliskich więzi i zrozumienia różnorakich przynależności człowieka, ugruntowanie poczucia tożsamości narodowej przez rozwój tożsamości lokalnej.
To jednak nie jedyne działania w obszarze regionalizmu, w który radlińska szkoła realizuje. Od jesieni minionego roku wspólnie z Szkołą Podstawową im. Świętej Jadwigi Królowej we Frycowej koło Nowego Sącza bierze udział w innowacyjnym projekcie „Cztery pory roku Ślązaków i Górali”. Uczniowie partnerskich placówek poznają zwyczaje i tradycje żywe w regionie swych rówieśników, jednocześnie bogacąc swoją wiedzę na temat małej ojczyzny i rozwijając kompetencje polonistyczne. Wśród zadań jest między innymi stworzenie w gwarach przepisów na tradycyjne małopolskie i śląskie potrawy wigilijne czy prezentacja lokalnych obrzędów wielkanocnych. Podsumowanie tego projektu planowane jest podczas spotkania integracyjnego klas partnerskich latem bieżącego roku.
Bardzo pozytywny odbiór działań Aliny Spandel-Skupiń pokazuje, że społeczność, nie tylko ta lokalna, nie chce utracić swojej tożsamości. Dostrzega jej bogactwo. Odkrywa ją na nowo i zaczyna doceniać. Być może dzięki jej działaniom język śląski częściej będzie gościł pod strzechami.
Mirosław Zemann
Fot. Alina Spandel-Skupiń