Reprezentant Polski w tenisie stołowym, wychowanek Naprzodu Borucin. Obecnie zawodnik ZOOLeszcz Gwiazdy Bydgoszcz. Artur Grela opowiada o minionym sezonie, swoich marzeniach i poświęceniach, które są konieczne w profesjonalnym sporcie.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z tenisem stołowym?
Artur Grela: Wszystko zaczęło się w moim domu rodzinnym, w Żerdzinach. Mieliśmy stół do ping-ponga, na którym graliśmy z rodziną. Mój wujek, który grał wtedy w IV lidze, zachęcił mnie i mojego brata Pawła do gry. Z czasem bardzo nam się spodobało i zaczęliśmy jeździć na treningi do sąsiedniego Pawłowa. Początki były trudne, brakowało mi chęci do gry i treningów na profesjonalnym poziomie, ale na szczęście mój brat potrafił mnie zmotywować. On uwielbiał trenować i ciągnął mnie ze sobą. Mogę powiedzieć, że to dzięki niemu gram na tak wysokim poziomie.
Wspomniałeś o Twoim bracie Pawle. Pewnie nie raz musieliście grać przeciwko sobie, tak jak na marcowych Mistrzostwach Polski w Krośnie. Jakie to uczucie?
AG: Gra przeciwko bratu nie jest łatwa, szczególnie wtedy, gdy gramy ze sobą na zawodach i tylko jeden z nas może przejść do kolejnej rundy, tak jak to miało miejsce na MP w Krośnie. To słabe uczucie i bardzo go nie lubię. Zawsze, gdy oglądam mecze Pawła, to stresuję się bardziej niż na swoich. Gdy gramy razem, to staram się nie myśleć o tym, że rywalem jest mój brat, tylko robić swoje, czyli grać jak najlepiej.
Na co dzień mieszkasz w Gdańsku. Przeprowadziłeś się tam, mając 15 lat. Czy nie było Ci ciężko przenieść się na drugi koniec Polski, by realizować swoją pasję?
AG: Mieszkam w Gdańsku już 4 lata, ale przeprowadzka była dla mnie ogromnym wyzwaniem. Pierwszy rok był zdecydowanie najtrudniejszy, bo byłem daleko od domu i bardzo tęskniłem za rodziną, jednak z czasem się przyzwyczaiłem i było już coraz lepiej. Teraz nie mam już z tym żadnego problemu.
Jesteś tegorocznym maturzystą. Jak udało Ci się pogodzić naukę i przygotowania do matury z karierą?
AG: Łączenie sportu z nauką to nie jest łatwe zadanie. Myślę, że często szkoła schodziła na drugi plan przez brak czasu, ponieważ to tenis stołowy jest dla mnie na pierwszym miejscu. Moje przygotowania do matury na pewno nie były doskonałe, ale udało mi się ją zdać.
Za Tobą pierwszy sezon w nowym klubie. Przeszedłeś do Bydgoszczy z Olimpii-Unii Grudziądz. Zajęliście 8. miejsce w Superlidze. Jak oceniasz miniony sezon ze swojej perspektywy?
AG: Zgadza się, to mój pierwszy sezon w Lotto Superlidze i nie był dla mnie do końca udany. Patrząc na moje wyniki, muszę przyznać, że liczyłem na więcej zwycięstw indywidualnych, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że to będzie jeden z najtrudniejszych sezonów w mojej dotychczasowej karierze. Przestałem być juniorem, przeszedłem do seniorów i musiałem grać z dużo lepszymi zawodnikami niż dotychczas. Jednak starałem się z każdego meczu wyciągać wnioski i udoskonalać swoją grę. Mam nadzieję, że w następnym sezonie pójdzie mi znacznie lepiej. Jeżeli chodzi o moje osiągnięcia indywidualne, to jestem z siebie zadowolony – zostałem wicemistrzem Polski Młodzieżowców oraz zdobyłem brązowy medal w deblu na Mistrzostwach Polski Seniorów.
Biorąc pod uwagę Twoje dotychczasowe osiągnięcia, jakie cele stawiasz sobie na najbliższy sezon?
AG: Cele na najbliższy sezon to na pewno lepsza gra i myślę, że z tą lepszą grą przyjdzie więcej zwycięstw w Lotto Superlidze. Chciałbym zdobyć też indywidualne Mistrzostwo Polski.
Gra w kadrze narodowej umożliwia Ci również wyjazdy w różne miejsca na świecie. Czy podczas takich wyjazdów masz szanse zwiedzenia tych miejsc czy raczej spędzasz ten czas na hali?
AG: Wiele zależy od tego, gdzie jesteśmy. Jeżeli to kraje europejskie, to raczej jedziemy tylko na kilka dni, rozgrywamy turniej i wracamy. Ale gdy byłem w Australii, to mieliśmy wyjazd dwutygodniowy, gdzie najpierw był obóz, a później czas na zwiedzanie.
Gdybyś złapał złotą rybkę, która może spełnić Twoje największe sportowe marzenie, to o co byś ją poprosił?
AG: Zdecydowanie byłby to złoty medal na Igrzyskach Olimpijskich.
Marysia Grela
Fot. Bogdan Pasek