Zakupy „z marszu”, bez myślenia – to nie tylko niepotrzebnie wydane pieniądze, to działanie, które szkodzi…
Rosnące w zastraszającym tempie góry odpadów wydają się być problem na płaszczyźnie segregacji śmieci. Z pewnością wielu z nas zakłada, że prawidłowe sortowanie odpadów jest równoznaczne z dbałością o środowisko. Nie zapominajmy jednak, że śmieci wyrzucone z domu nadal pozostają w otoczeniu. Nawet jeśli posegregowane, zalewają planetę każdego dnia. Prawdziwa ekologia zaczyna się jeszcze przed segregacją, najczęściej w sklepie.
„Zdecydowanie uważam, że powinniśmy kupować jak najmniej, bo każda konsumpcja tak naprawdę wytwarza odpady” – kilka dni temu powiedział Michał Paca (autor bloga „Sortownia opinii”, współtwórca projektu „Las na zawsze”) podczas audycji w Trójce Polskiego Radia. Ekspert branży gospodarki odpadami i ekolog, szeroko przedstawił związek między konsumpcjonizmem a zalewającymi nas śmieciami. Idea wydaje się prosta, jednocześnie takie spojrzenie na śmieci wciąż jest poza głównym nurtem naszego życia.
Nie bez powodu jak mantrę powtarza się ekologiczną zasadę trzech „R” (Reduce, Reuse, Recycle). Pierwsze „R”, odnosi się właśnie do ograniczenia liczby wytwarzanych przez nas odpadów. W dobie masowego konsumpcjonizmu przywykliśmy do kupowania rzeczy na zapas, bez większej analizy potrzeb i konsekwencji. „Przecież segreguję śmieci” – myślimy, zapominając o tym, co dzieję się z nimi po opuszczeniu naszego domu. Świadoma ekologia zaczyna się więc w sklepie, bo to tam półki uginają się od sztucznych tworzyw i plastikowych opakowań. Warto zwrócić uwagę na sposób, w jaki produkt jest sprzedawany, bo w większości przypadków potrójne zabezpieczenie z plastiku, kartonu i folii jest zupełnie zbędne. Ważniejszą sprawą jest jednak refleksja nad tym, czy kupowany produkt jest nam po prostu niezbędny.
Zakupy z własnymi opakowaniami to ogromna redukcja odpadów. Jedna wizyta w supermarkecie skutkuje zazwyczaj pokaźną kolekcją foliowych reklamówek, które już nigdy więcej nie znajdą zastosowania i nie zostaną poddane recyklingowi (tzw. „jednorazówki” nie nadają się do recyklingu i stanowią dziś około 90 % plastikowych śmieci!). Rozwiązanie może wydawać się zaskakujące, bo przywykliśmy do spontanicznych zakupów bez swoich pojemników. Nie zapominajmy jednak o czasach, w których nasi dziadkowie praktykowali takie rozwiązania codziennie. Nasza czytelniczka, pani Barbara, wspomina:
– W moich wspomnieniach są chwile, gdy na ryneczek szłam z babcią po zakupy i był w torbie przygotowany cały zestaw: kanka na mleko, słoik na masło, słoik na śmietanę, słoik na świeży twarożek, torba na tzw. brudne warzywa (ziemniaki, buraki, marchew), torba na „czyste” warzywa (cebula, czosnek, brukselka, kalafior, kapusta), torba na owoce, a w niej kilka mniejszych (np. na śliwki lub porzeczki). Nikt nie miał z tego powodu wyrzutów, po prostu takie były zasady i kropka. Potem dla zapominalskich zaczęły pojawiać się reklamówki z „Pewexu”. Zakupy, do których człowiek przygotował się pochłaniały mniej kasy. Spontaniczne zakupy „z marszu” to często niepotrzebnie wydane pieniądze, bo np. nakłania nas reklama. Potem w domu pojawia się wątpliwość: po co ja to właściwie kupiłam/kupiłem? Przygotowując się do wyprawy planowaliśmy zakup rzeczy, produktów faktycznie w domu potrzebnych. A więc wydawana kasa była z rozwagą.
Trudno zmienić ogromny przemysł, w którym króluje plastik, dopóki konsumenci będą przystawać na warunki dyktowane przez koncerny. Warto zacząć więc od siebie i świadomych zakupów, bo ekologia zaczyna się w głowie.
Katarzyna Cichoń
Fot. pixabay