Urząd Marszałkowski rozważa możliwość odstąpienia od umowy na sortownię.
Problemy z wodzisławską sortownią śmieci opisywaliśmy w „GazecieInformarmator.pl” już kilkakrotnie. Inwestycja, która miała stać się „bankomatem” dla miasta i miejscem, w którym kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt osób znajdzie zatrudnienie okazała się dla urzędu miasta prawdziwą gehenną. Na budowę nowoczesnego obiektu miasto uzyskało wsparcie finansowe z Unii Europejskiej w wysokości ok. miliona zł, a także z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach, które umorzyło na ten cel pożyczkę w wysokości ponad 400 tys. zł. Tymczasem w okazuje się, że zarówno z nowych miejsc pracy, jak i z źródła dochodu wyszły nici. Wszystko dlatego, że w międzyczasie zmieniły się przepisy dotyczące prowadzenia przez gminy gospodarki komunalnej. Okazało się, że sortownia nie może być prowadzona przez miasto. Stąd już prawie od dwóch lat sortownia stoi pusta. Miasto próbuje ją więc cały czas sprzedać. Takie próby podejmowane były już dwukrotnie. Za drugim razem pojawił się nawet inwestor, ale zrezygnował z transakcji. Być może powodem jest cena sortowni, którą miasto wyceniło na ponad 3,3 miliona złotych. Przedsiębiorcy wiedzą, że miasto ma nóż na gardle w związku z budową jarów i dlatego mogą grać na zwłokę, bo wiedzą, że magistrat potrzebuje pieniędzy jak grzyby dżdżu. Aktualnie miasto próbuje po raz trzeci sprzedać sortownię. Do tej misji zaangażowano, podobnie jak w poprzednim przypadku wiceprezydenta Dariusza Szymczaka. Stoi przed nim trudne wyzwanie, bo zapytany przez nas Urząd Marszałkowski powiedział nam, że nie może być tak, że Unia daje pieniądze na sortownię, która później nie funkcjonuje. Urząd marszałkowski dlatego rozważa możliwość odstąpienia od umowy. Dla miasta oznaczałoby to, że będzie musiało zwracać dotację. Takiego scenariusza nie wyobraża sobie Mieczysław Kieca, dla którego cała sprawa leży przede wszystkim w zmianach legislacyjnych, które nie brały pod uwagę pozycji samorządów. Według szefa magistratu jeśli dojdzie do takiej sytuacji, to wówczas miasto pójdzie do sądu.
/Leszek Iwulski/
fot. Leszek Iwulski