I Dycha Pomarańczowej Pomocy, czyli charytatywny bieg na dystansie 10 km zorganizowany przez Klub Rajsport Active miał na celu pomoc dzieciom oraz wsparcie osób zmagających się z depresją. Impreza przyciągnęła prawie 500 osób, które stanęły na starcie. Pomagali nie tylko zawodowi biegacze. Zarówno amatorzy, jak i sportowcy reprezentujący przeróżne dyscypliny, pobiegli dla szczytnego celu. Jednym z nich był Maciej Englot – były koszykarz, zawodnik profesjonalnej drużyny futbolu amerykańskiego Wolverines Opole, który mimo tego, że wyglądem nie przypomina biegacza, rywalizuje na trasach biegów równie mocno jak na murawie boiska podczas meczu. Jest doskonałym przykładem człowieka, który łączy pasję z pracą. Na co dzień kieruje sklepem sportowym, natomiast każdą wolną chwilę poza pracą spędza na intensywnych treningach, nie zawsze powiązanych z dyscypliną, której jest reprezentantem.
Dlaczego zdecydowałeś się na udział w Pomarańczowej Pomocy? Do Kędzierzyna trochę Ci nie po drodze…
Jestem ogromnym zwolennikiem takich inicjatyw na rzecz niesienia pomocy innym. Jakiś czas temu dowiedziałem się o działaniach grupy Rajsport Active i o ich sztafecie, której trasa przebiegała również przez Kędzierzyn-Koźle. W pamięci pozostały mi słowa Pana Michała Piotrowicza: „Biegniemy, niosąc pozytywną energię, którą chcemy zarazić jak najwięcej osób". O to właśnie chodzi. Pomaganie innym poprzez sportową rywalizację, to moim zdaniem bardzo szlachetna inicjatywa, w którą powinni angażować się nie tylko profesjonalni sportowcy, ale również amatorzy, dla których bieganie jest pasją i odskocznią od codzienności, w końcu każdy przecież może pomagać.
Organizator biegu postawił sobie trzy cele: propagowanie profilaktyki zdrowotnej oraz krzewienie ducha sportu i uczciwego współzawodnictwa, promocję zdrowego trybu życia i walki z uzależnieniami alkoholowymi, a także wskazywanie biegania jako aktywnej formy wypoczynku. Który z nich jest Ci najbliższy?
Każdy z tych celów jest szczytny i mam nadzieję, że organizatorom uda się spełnić wszystkie założenia, które sobie postawili. Jeżeli miałbym wybrać jeden, powiedzmy najważniejszy dla mnie cel, to byłoby to propagowanie profilaktyki zdrowotnej oraz krzewienie ducha sportu i uczciwego współzawodnictwa.
Dlaczego?
W dzisiejszych czasach ludzie dążą do swoich celów wszelkimi, nie zawsze dozwolonymi czy akceptowalnymi środkami i drogami, co jest dla mnie niezrozumiałe. Tylko sukces zbudowany na prawdzie oraz rzetelnej i systematycznej pracy daje prawdziwą satysfakcję. Nie jestem kimś, kto może oceniać innych, nie chcę tego robić, gdyż każdy powinien być odpowiedzialny za siebie i swoje czyny, ale zauważyłem, że w pogoni za dzisiejszym światem ludzie zatracają dobre wartości. Co do samego aspektu sportu, to bardzo ważne, żeby od najmłodszych lat uczyć tego, że każda dyscyplina daje korzyści nie tylko fizyczne, ale i psychiczne
Dzisiaj sport to Twoja codzienność. Czy tak było zawsze?
Prawdę mówiąc, sport towarzyszył mi od dziecka. Zawsze byłem większy niż rówieśnicy i od zawsze wolałem trzymać piłkę w rękach niż ją kopać. Pasją do sportu zaraziła mnie Mama, która w latach młodości grała w koszykówkę. Pierwsze kroki na parkiecie stawiałem w czasach gimnazjum, wtedy na poważnie zakochałem się w koszykówce, ulicznej jak i tej na parkietach hal sportowych. Grałem na różnych szczeblach i w różnych drużynach. Jednak zawsze z taką samą pasją i miłością. Na parkiecie i tartanie spędziłem w sumie około 10 lat, aż do końca studiów licencjackich na Politechnice Opolskiej, którą miałem przyjemność reprezentować między innymi na Akademickich Mistrzostwach Polski.
W takim razie skąd pomysł, żeby zająć się futbolem amerykańskim?
Dlaczego futbol? Jako dzieciak dostałem od dziadków jajowatą piłkę. Co prawda do rugby, ale wtedy nie znałem jeszcze podziału na dwie osobne dyscypliny. Pamiętam, jak ze znajomymi graliśmy w „grę” dla zabawy. Formacje, akcje, podania to było jakoś w liceum i po pewnym czasie nikt nie chciał ze mną grać, bo rzucałem się na każdego, kto miał piłkę w rękach. W 2012 roku zaczęło się na poważnie. Przyjechałem na pierwszy trening futbolu amerykańskiego do drużyny Wolverines Opole. Trening odbywał się na piłkarskim boisku niedaleko cementowni w Opolu.
Futbol był dla mnie nowością. Nie znałem zasad, nie znałem taktyk, wiedziałem tylko, że chcę dorwać tego gościa co biegnie i trzyma piłkę. No i zacząłem trenować w obronie. Pierwsze, co zapadło mi w pamięci, to atmosfera w drużynie, ludzie połączeni wspólną pasą, będący dla siebie jak rodzina.
Może dwa słowa dla tych, którzy podobnie jak Ty, 4 lata temu, zasad jeszcze nie znają: o co w tym wszystkim chodzi?
Najprościej mogę to opisać tak: na boisku w kształcie prostokąta, podzielonym liniami co 10 jardów, czyli około 9,14 m, grają dwie drużyny po 11 zawodników. Mecz dzieli się na cztery kwarty. Poprzez rzut monetą wybiera się drużynę rozpoczynającą. Zadaniem drużyny atakującej jest przenieść jajowatą piłkę przez całe boisko na pole punktowe przeciwnika, natomiast drużyny broniącej – zatrzymanie zawodnika z piłką poprzez obalenie go na murawę.
Jakie predyspozycje powinna posiadać osoba, który chciałaby grać w futbol amerykański? Czy każdy w drużynie ma dwa metry wzrostu, waży 100 kg i jest twardzielem?
Futbol to bardzo zróżnicowany sport. Praktycznie każda osoba o skrajnie odmiennych parametrach fizycznych znajdzie pozycję dla siebie. Począwszy od ogromnych liniowych o silnych nogach i ogromnych rękach, przez szybkich i zwinnych graczy ataku, po doskonale rzucających drobnych rozgrywających. Jest jednak coś, co łączy wszystkich zawodników. To hart ducha i serce, które wkładają w treningi i mecze, które sprawiają, że drużyna działa jak jeden silny i doskonale wyszkolony organizm.
Czym się różnią polscy gracze od tych zza oceanu?
Jedyna widoczna różnica między zawodnikami z Europy i Stanów Zjednoczonych, to wyszkolenie techniczne. Fizycznie Europa stoi na coraz wyższym poziomie i granice powoli się zacierają.
Jeszcze 10 lat temu w Polsce były 4 drużyny dziś 69. Wolverines Opole na tle konkurencji wypada bardzo korzystnie i nie mówię teraz o przystojnych zawodnikach.
Futbol Amerykański to dyscyplina, która w naszym kraju bardzo prężnie się rozwija. Powstają sekcje juniorów, szkółki futbolowe i tym podobne inicjatywy. Dumą Wolverines jest doskonała kadra juniorska .
Co w takim razie jest receptą na sukces?
Recepta na sukces? Zapewne każda drużyna ma własną, ale podstawa to wyszkolenie zawodników. Nasza drużyna może poszczycić się tym, że współpracuje z najlepszymi trenerami ze Stanów Zjednoczonych i nie tylko. Do tego doświadczeni zawodnicy i ludzie, którzy mają pasję i chęci do tworzenia czegoś niezwykłego.
Skoro najlepsi trenerzy, to jak wyglądają wasze treningi? Krew, pot i łzy?
Krew, czasem pot lejący się litrami. Łzy pozostawiamy na świętowanie zwycięstwa albo opłakiwanie porażki. A tak na poważnie to treningi są wymagające, czasem nawet bardzo, ale bez intensywnego treningu ciężko o dobre wyniki. Ktoś kiedyś powiedział, że talent to zaledwie 10%, reszta to morderczy trening i ja się tego trzymam.
Wasza drużyna prezentuje wysoki poziom, a jak jest z kibicami? Jednak zdecydowana większość Polaków to zapaleni fani piłki nożnej. Czy na wasze mecze też przybywają tłumy?
Może nie tłumy, ale najczęściej stadion jest mocno zapełniony. Ludzie są ciekawi, najczęściej znają nasz sport z filmów i ciekawi ich jak wygląda to na prawdę. Futbol jest bardzo widowiskowy. Spotykałem się już z opiniami, że ludzie przychodzą na mecz dla klimatu i show. Futbol amerykański nie jest sportem kontaktowym, to sport kolizyjny. To, co przyciąga kibiców to, Gladiatorzy XIX wieku.
Na trybunach siedzą głównie mężczyźni czy kobiety?
Nie jestem w stanie odpowiedzieć rzetelnie na to pytanie, nie widziałem nigdy żadnych statystyk.
Wróćmy do Ciebie. Koszykówka, futbol, rower. O czym jeszcze zapomniałam? Które z nich to Twoja największa miłość?
Największa miłość? Największej miłości nigdy nie traktowałem jak typowego sportu. Bardziej jak coś nieskończonego, coś co dawało mi poczucie wolności zawsze i wszędzie. Dla niektórych rower to tylko środek transportu, ale dla mnie to cząstka mnie. Uwielbiam podróżować, uwielbiam odkrywać nieznane, a rower od zawsze mi to umożliwiał. Lubię wyznaczać sobie cele i lubię zdobywać szczyty, a nic nie daje mi tyle radości jak dotrzeć w jakieś miejsce za pomocą własnych mięśni. Rower daje wolność, nie trzeba go tankować. Surowe połączenie człowieka i maszyny.
Czyli jednak rower.
O kolarstwie mogę mówić godzinami, jednak polecam przekonać się na własnej skórze.
W takim razie następną rozmowę poświęcimy rowerom.
Marta Nabrdalik
fot. Archiuwm Prywatne, Jakub Żmuda