Policzone dni prezydentów i burmistrzów

4
214
Mieczysław Kieca , nowa ordynacja

– Stan naszej ordynacji jest ułomny, bardzo ułomny i my musimy go naprawić – powiedział Jarosław Kaczyński w niedawnym wywiadzie dla TVP Szczecin. Powołując się na „różne fakty i analizy statystyczne” oraz „oczekiwania społeczeństwa”, prezes PiS wskazał konkretne zmiany, które mają zrewolucjonizować zasady i przebieg wyborów samorządowych.

Do dwóch razy sztuka

Jednym z najważniejszych postulatów jest ograniczenie liczby kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów. Do tej pory włodarze gmin mogli latami sprawować swoje funkcje. W naszym powiecie rekordzistą jest Tadeusz Chrószcz, który stoi na czele Marklowic od 1995 r. Również Barbara Magiera (burmistrzyni Radlina) i Czesław Burek (wójt Lubomi) piastują urzędy jeszcze od czasów, gdy wybór najważniejszej osoby w gminie należał do kompetencji jej rady. Jednak propozycja PiS zakłada, że jedna osoba mogłaby rządzić gminą maksymalnie przez dwie kadencje. Co ciekawe, mimo obowiązującej w naszym kraju zasady, że prawo nie działa wstecz, zmiana ta miałaby obowiązywać również tych, którzy pełnili funkcję wójta, burmistrza lub prezydenta przed 2018 r. (zaplanowane na ten rok wybory samorządowe miałyby odbywać się już zgodnie z nową ordynacją). W naszym powiecie o reelekcję nie mogłoby się ubiegać siedmioro z dziewięciorga obecnych włodarzy! Jedynie burmistrz Pszowa i wójt Gorzyc mogą spać spokojnie – obecna kadencja jest ich pierwszą.
Z jednej strony obostrzenie to miałoby stać się orędziem w walce z lokalnymi układami, które  prowadzą czasem do zabetonowania sceny politycznej i uniemożliwiają sukces osobom niezwiązanym z dotychczasową władzą (nie tylko polityczną, ale również lokalnymi mediami czy firmami mającymi realny wpływ na życie społeczności). Trzeba jednak pamiętać, że w wielu miejscach wieloletnie rządy jednej osoby wynikają z faktu, że mieszkańcy są z nich po prostu zadowoleni. Z drugiej strony, w niektórych gminach zwyczajnie brakuje osób, które chciałyby startować w wyborach, a  po ewentualnej wygranej byłyby w stanie dobrze zarządzać swoją jednostką.

Los starosty w rękach wyborców

Obecna ordynacja zakłada, że na szczeblu powiatu bezpośrednio wybiera się jego radę, a jej członkowie decydują, kto obejmie fotel starosty. Partia rządząca chce jednak, by fotel szefa zarządu powiatu również był obsadzany w wyborach bezpośrednich. Eksperci zwracają jednak uwagę, że może to prowadzić do kuriozalnych sytuacji, w których szef zarządu nie ma aprobaty większości radnych – podobne przypadki miały już zresztą miejsce, tyle że na poziomie poszczególnych gmin. Różnica polega jednak na tym, że o ile konflikt personalny i/lub polityczny w jednej gminie niekoniecznie ma znaczący wpływ na działania podejmowane przez jej sąsiadów i cały powiat, to ewentualny brak porozumienia między starostą a radą powiatu jest niebezpieczny nie tylko dla tej jednostki, ale również dla poszczególnych gmin.

A wyborczy zegar tyka…

Także techniczne aspekty przygotowania i przeprowadzania wyborów zostały wzięte pod lupę przez prezesa PiS. Wspominane przez niego „podejrzane sytuacje i nadużycia” mają zostać zlikwidowane poprzez wyposażenie lokali wyborczych w przezroczyste urny oraz zainstalowanie kamer umożliwiających śledzenie „na żywo” przebiegu głosowania oraz późniejszego sprawdzania wyników. W tym miejscu rodzi się jednak pytanie o to, kto miałby sfinansować zakup niezbędnego sprzętu i zadbać o infrastrukturę umożliwiającą utrwalanie i przekazywanie dalej (do obwodowej komisji wyborczej? Na stronę internetową magistratu?) obrazu z kamery. Sporo wątpliwości wśród obserwatorów życia społecznego budzi też pospiech, z jakim PiS chce wprowadzać zmiany. Spora część z nich obawia się, że „dobra zmiana” w zakresie ordynacji wyborczej ma przede wszystkim umożliwić członkom partii zdobycie stanowisk, po które nie byli do tej pory w stanie sięgnąć. Specyfiką wielu samorządów jest bowiem silna obecność lokalnych i regionalnych komitetów wyborczych, których kandydaci z powodzeniem rywalizują z frakcjami ogólnopolskimi. Arbitralny zakaz ponownego ubiegania się o urząd wójta, burmistrza lub prezydenta może także pokrzyżować plany wielu z tych, którzy działania i inwestycje swoich jednostek planują w perspektywie kilu lat. Może się wszak okazać, że realizacje niektórych pomysłów zostaną przerwane nie z woli wyborców, ale przez polityków z Wiejskiej.

Czytaj też komentarz politologa z Uniwerytetu Śląskiego.

/kc/