Dorota Nowak: Teatr pomaga nam stawać się lepszymi ludźmi

5
983
Narody Powiatu Wodzisławskiego w Dziedzinie Kultury i Sportu: Dorota Nowak, TWU

Prowadzi swój teatr, czyta dobre książki, pomaga sąsiadom pisać pisma urzędowe a kiedy nikt nie słyszy – lubi śpiewać sopranem “Ave Maria” po łacinie… O swojej działalności i o sobie samej opowiedziała Dorota Nowak, założycielka Teatru Wodzisławskiej Ulicy.

Teatr Wodzisławskiej Ulicy działa już od ponad 30 lat. Z perspektywy czasu – jak ocenia Pani ten okres?

Dorota Nowak: Nie było zbyt łatwo, prawie stale pod górkę, ale zawsze do przodu…

Jakie wydarzenie/wydarzenia z tego, tak długiego, okresu budzi/budzą najżywsze wspomnienia?

D.N.: Nie da się wyodrębnić jednego takiego wydarzenia, ani nawet kilku, bo w teatrze, choć dzień każdy powszedni jest podobny do poprzedniego i następnego – żmudny, nierzadko nudny przez konieczność powtarzania tekstów, ruchów, gestów – to jednak taka droga prowadzi do zdarzeń ciągle nowych. I te zdarzenia muszą być za każdym razem inne, lepsze, a więc one właśnie są bardzo ważne. I cała praca nad nowym zdarzeniem, czyli przedstawieniem, zmierza do tego, żeby to było inne, lepsze niż na przykład przed rokiem, ale zgodne z naszym credo: bierzemy w obronę najsłabszego lub najsłabszych, wzruszamy lub bawimy do łez…
Głęboko zapadły w pamięć starcia z milicją w czasach komuny. Wszak zgodnie z nazwą naszej trupy TWU, sporo występów odbywało się na ulicach, placach, dziedzińcach, w parkach… I to nie  dlatego, żeby siać zamęt, tylko z tej prostej przyczyny, że byliśmy wtedy, i nadal jesteśmy, teatrem ubogim, który w otaczającej przestrzeni znajduje scenerię dla swoich przedstawień.
Tak było z pierwszym naszym spektaklem pt. “Uwaga, człowiek”, kiedy milicja próbowała przerwać nasz występ, wystawiany na festiwalu teatralnym w Tychach. Licznie zgromadzonych widzów trudno było odciągnąć od udziału w wydarzeniu, dlatego milicjant odebrał mi dowód osobisty, zobowiązując mnie do osobistego stawienia się po jego odbiór w miejscowej komendzie milicji obywatelskiej…
Odpowiedziałam uprzejmie, lecz stanowczo, że oczekuję przeprosin oraz zwrotu odebranego dokumentu tożsamości. Stało się zgodnie z moim życzeniem.
Wieczorem, kiedy wraz z całą ekipą TWU czekaliśmy w holu Teatru Małego w Tychach na otwarcie sali, w której miał się za chwilę zacząć spektakl Hanuszkiewicza “Wesele” Wyspiańskiego, podszedł do mnie dyrektor teatru i, przepraszając za incydent z milicjantem, wręczył mi mój dowód osobisty.
Co tu ukrywać, w swoich początkach TWU był trupą siejącą zamęt, niepokój, bo aranżował uliczne zdarzenia mające budzić nieobojętność wzajemną ludzi na siebie nawzajem. Pozostawaliśmy pod silnym wpływem twórczości Tadeusza Różewicza. która cała, zdaje się, być krzykiem, wołaniem „Uwaga, człowiek!”… I stąd między innymi tytuł naszego pierwszego pojawienia się na ulicach Wodzisławia Śląskiego w roku 1986.
Każde jednak nasze pojawienie się wzbudzało czujność Milicji. Mimo tego, iż, jeśli gdziekolwiek i kiedykolwiek planowaliśmy jakieś działanie na placach, w parkach czy ulicach, zawsze zgłaszaliśmy to odpowiednim władzom. Dla wielu osób w TWU taka sytuacja była źródłem satysfakcji, którą czerpały z tego, że uczestniczą w czymś wyjątkowym i niebezpiecznym… Z czasem, zwłaszcza, gdy zaczęliśmy sięgać po klasykę: Mickiewicz („Dziady”), Mrożek („Na pełnym morzu”), Gombrowicz („Iwona, księżniczka Burgunda”), zaprzestając wdzierania się na ulice śląskich miast i miasteczek, pojawiać się zaczęły zaproszenia. Jakież było zdumienie i oszołomienie dziewcząt, które w Żorach przed występem nie musiały się chować za jakimiś drzewami, żeby się przebrać do spektaklu, tylko właścicielka sklepu tekstylnego udostępniła im zaplecze swojego sklepu. Powiało jakimś szacunkiem dla TWU…

Za największy sukces w Pani działalności zawodowej uważa Pani…

D.N.: To, że choć się często tego zapieram, a nawet męczy mnie to nieustanne wzywanie ludzi na próby, “polowanie na kandydatów do TWU”, to teatr, będąc moim i moich przyjaciół z TWU sposobem na życie, zapewnia nam wszystkim rozwój intelektualny, pomaga stawać się lepszymi ludźmi i, choć nie brakuje między nami zatargów oraz sporów, lubimy się… I nie wiem, jak inni, ale co do mnie, to mam wrażenie, że nie potrafimy bez siebie żyć.
Wiem, że nie takiej odpowiedzi Pani oczekuje. Chce Pani zapewne, żebym rzuciła jakimiś tytułami, nazwiskami… Proszę bardzo: “Portki Reymonta” – biograficzne, barwne, uliczne, ze śpiewem i tańcami przedstawienie o laureacie literackiej Nagrody Nobla, wystawiane na ulicach i placach Łodzi Fabrycznej, w pociągu retro wiozącym uczestników dorocznego święta Reymonta (odbywającego się pomiędzy Łodzią Fabryczną a Lipcami Reymontowskimi uwiecznionymi w ”Chłopach”). Było to  w czerwcu w 1999 roku albo w 2000. To przedstawienie było nie tylko świetnie aktorsko wykonane przez ekipę TWU (młodocianego Reymonta wykreował Marcin Milej, a dorosłego – Przemysław Janetta), lecz nieskromnie wyznam, że, poza popisem reżyserskim, było także moją próbą dramatopisarską, bo stworzyłam scenariusz w oparciu o wnikliwe studiowanie biograficznej literatury poświęconej nobliście.

Największym wyzwaniem było…

D.N.: Napisanie scenariusza i wyreżyserowanie z młodzieżą z Zespołu Szkół Technicznych oraz aktorami TWU przedstawienia ukazującego ziemską drogę życia Jezusa. Był to jubileuszowy dla dziejów chrześcijaństwa rok 2000. Spektakl miał otwierać szkolne rekolekcje, a potem miał być wystawiony dla wiernych w największym kościele w mieście – pw. Św. Herberta. Pracę reżyserską poprzedziło pisanie scenariusza na podstawie Biblii oraz beletrystyki podejmującej ten temat. Księża prowadzący lekcje religii w ZST mieli zwerbować około 12 uczniów do odtwarzania ról apostołów oraz 4 uczniów do straży świątynnej, prowadzącej Jezusa na przesłuchanie do arcykapłanów. Judasza miał grać aktor TWU, Jezusa także, podobnie jak role arcykapłanów. Nie brakowało nam w TWU również dziewcząt, które wcieliły się w role kobiet jerozolimskich, Marii, matki Jezusa, czy Marii Magdaleny… Ale kiedy scenariusz był gotowy, chętnych do ról apostołów wśród uczniów nie było, zwłaszcza, że mieli oni poświęcić wolny czas na próby, czyli przez 6 tygodni albo zostawać po lekcjach, albo wracać z domu do szkoły. To się uczniom nie uśmiechało, zwłaszcza, że prawie wszyscy dojeżdżali z dość odległych miejscowości. Udałam się więc na lekcje religii do kilku klas, by wraz z księdzem zaapelować do uczniów. Musiałam przyjąć ich warunek, że próby nie będą trwać dłużej niż jedną godzinę. Na pierwszą zapowiedzianą przybyli wszyscy, oświadczając mi po kilka razy, o której każdy z nich ma autobus, więc bardzo się sprężałam, żeby nie tracić czasu, żeby po godzinie wszyscy mogli udać się do swoich autobusów…
Kiedy minęła godzina, ćwiczyliśmy akurat pojmanie Jezusa, więc, zgodnie z obietnicą,  zapowiedziałam: “Uczniowie ZST udają się na dworzec autobusowy, zapraszam na próbę jutro”… “Możemy zostać aż się skończy ta scena, za godzinę mamy następny autobus” –  usłyszałam w odpowiedzi, widząc, że, niemal zmuszeni do aktorstwa młodzi ludzie, bardzo przeżywali scenę pojmania i nawet okazali pewne zniecierpliwienie, że przerwałam im swoiste napięcie, jakiego doznawali odtwarzając straż świątynną. Okazali się bardzo punktualnymi uczestnikami prób i spektakli, których zagraliśmy wówczas 20 podczas jednego tygodnia, poprzedzającego Wielki Tydzień.

Jak wygląda Pani zwykły dzień? Ile czasu i energii poświęca Pani działalności związanej z teatrem?

D.N.: Nie jestem jakimś tytanem pracy, ale przyznaję, że o teatrze myślę bez przerwy. I nie jestem jakąś nawiedzoną maniaczką, że niby teatr to moje całe życie. Myślenie o TWU jest konkretne i praktyczne. Myślę o przyziemnych sprawach, bez których nie da się tworzyć przedstawień. Scenariusz. Próba w siedzibie jeden pokój 2m2 x 2m2 czy w parku? Pomóc Karolowi, żeby nabrał pewności siebie? Rozplanować akcję “Balladyny”! Zwerbować jakiś zespół śpiewaczy do “Balladyny”. Znaleźć niedrogiego, ale kompetentnego akustyka, żeby przygotował studio do efektów dźwiękowych. Odebrać plakaty. Kupić nowy reflektor… Udzielić paru korepetycji aktorskich Kamilowi, bo bardzo szybko się rozwija, więc może by to jeszcze przyspieszyć. Zaprosić na obiad urodzinowy z okazji ich urodzin: Roksanę, Karolinę, Emilię i Ewelinę… bo  przegapiłam ich urodziny, a zapowiedziałam, że każdego jubilata z okazji urodzin zapraszam do restauracji na obiad…
Sporo czasu też marnuję na oglądanie takich łzawych telenowel, jak “Tylko z tobą”… ale obiecuję, że już nigdy. Karmię swoje dwa koty i uwielbiam śpiewać sopranem “Ave Maria” po łacinie w domu, kiedy nikt nie słyszy. Pomagam sąsiadom pisać pisma urzędowe… No i czytam dobre książki, ostatnio Hrabala, bo Pani z raciborskiej Biblioteki (słynny Teatr na Schodach, gdzie uwielbiamy występować), prosiła, żebyśmy jakieś przedstawienie na sierpień przygotowali. Hrabal nie pisał dla teatru, więc potrzebna jest autorska adaptacja…

Kto może zostać aktorem Teatru Wodzisławskiej Ulicy? Jak do niego dołączyć? Jakie są najbliższe plany grupy? Gdzie zobaczymy aktorów? Nad czym obecnie pracują?

D.N.: Każdy chętny może zostać aktorem TWU. Nie chcę się chwalić, ale potrafię uruchomić te pokłady wrażliwości, które wszyscy posiadają, a które są nieodzowne do tego, żeby występować na scenie (w szerokim znaczeniu słowa “scena”). W piątki się spotykamy o 18:00, w naszej siedzibie w Wodzisławiu Śląskim, ul. 26 Marca 23. Parter. Zapraszam – ciągle jeszcze potrzebujemy kilku mężczyzn do “Balladyny”.
Plany… Po pierwsze – “Balladyna”, widowisko plenerowe w Parku w Wodzisławiu, przygotowywane na 15 sierpnia bieżącego roku. Po drugie – dopisanie kilku scen i rozbudowanie spektaklu “Nigdy nie być żoną”. Po trzecie – powtórne wyreżyserowanie kilku scen z “Wesela“ Wyspiańskiego (wystawionego 9 lat temu) na tegoroczne wrześniowe Narodowe Czytanie. Po czwarte – wystawienie do lipca siedmiu spektakli, wybranych przez poszczególne gminy powiatu wodzisławskiego z zaproponowanego repertuaru TWU (w ramach projektu zgłoszonego do otwartego konkursu ofert na realizację zadania publicznego w zakresie popularyzacji kultury i sztuki. Nazwa konkursu ogłoszonego przez Starostwo Powiatowe w Wodzisławiu Śląskim: “Aktywizacja społeczno-kulturalna powiatu wodzisławskiego”. Tytuł projektu opracowanego przez Olgę Bauerek, która jest prezesem Fundacji TWU:  “Teatr mój widzę ogromny” – przyp. red.). Po piąte – dokończenie scenariusza i reżyseria przedstawienia według Bohumila Hrabala “Pamiętaj o swoim proletariackim pochodzeniu”. I po szóste – wykonywanie przedstawień już zaplanowanych: 3 maja –  “Szalone lata dwudzieste” w wodzisławskim Parku Miejskim, na schodach przed Pałacem Ślubów (na zaproszenie Grupy Rekonstrukcyjno-Historycznej Kazimierza Piechaczka) oraz 2 lipca – “Nigdy nie być żoną” na Scenie Letniej w Babicach Starych, miejscowości pod Warszawą…

A czego jeszcze możemy życzyć reżyserce z tak bogatym doświadczeniem w swojej pracy?

D.N.: Tego, żeby w TWU i wokół niego zawsze działo się tyle, co teraz, a nawet jeszcze więcej…

Dziękuję za rozmowę!

Katarzyna Krentusz
Fot. Kamila Kowalska