Uwolnić bulwary od zakazu picia alkoholu

2
209
dawid waclawczyk

Dawid Wacławczyk: Nie sądzę, byśmy byli jacyś niedorozwinięci społecznie i dla naszego dobra trzeba zabronić nam picia alkoholu nad rzeką.

Dawid Wacławczyk, powiatowy radny, w Raciborzu promuje inicjatywę, aby wyznaczyć strefę na nadodrzańskich bulwarach, w której można by było spożywać niskoprocentowe alkohole. Mocno kontrowersyjny temat wzbudza wiele emocji i przypomina podobną inicjatywę, która w sąsiednim Wodzisławiu toczyła się kilka tygodni temu, a dotyczyła Parku Rodzinnego Trzy Wzgórza. Tam inicjatywa nie została wdrożona. W tzw. „złośliwym komentarzy tygodnia” redakcja Nowin Raciborskich podnosi kontrargumenty wskazujące, że zanim Polacy nie przestaną jeździć samochodami po alkoholu, zanim nie skończą się samobójstwa, skoki do rzeki z mostów itp. pomysł nie sprawdzi się w naszym społeczeństwie.

Sam Dawid Wacławczyk komentuje dla nas:

„Pomysł z uwolnieniem raciborskich bulwarów i stworzeniem na pewnym ich odcinku strefy, gdzie mieszkańcy mogliby legalnie otworzyć butelkę wina czy piwa, jest wynikiem moich obserwacji zawodowych. Jestem pilotem i przewodnikiem, w związku z tym sporo podróżuję. Każdy, kto był w Berlinie, Wiedniu, Paryżu, Brukseli czy nawet w pobliskim Ołomuńcu lub Brnie, zauważył pewnie, że nie ma tam czegoś takiego, jak zakaz spożywania alkoholu w miejscach publicznych, a mimo tego nic złego się nie dzieje. Dziesiątki razy miałem przed oczami widok setek ludzi przebywających w parkach i nad różnymi rzekami z piwem czy winem w ręku. To samo zobaczyłem w Raciborzu podczas INTRO Festival. Widziałem setki lub tysiące ludzi z piwem i drinkami, gwar, pozytywne wibracje i dobry klimat. Nie widziałem nikogo, kto chciałby zrobić krzywdę sobie lub innym. Tak się złożyło, że akurat dwa tygodnie wcześniej spędzałem sobotni wieczór nad Dunajem, we Wiedniu. Był to zwykły dzień. Brzeg rzeki i kanału wyglądały tak samo: tłumy mieszkańców, setki ekip siedzących przy swojej muzyce, dużo wina, piwa, sznapsów i… nogi wiszące nad (3-4 metrowym) brzegiem rzeki. Nie widziałem policji, straży miejskiej lub ochrony. I po tym wszystkim zadałem sobie pytanie: dlaczego właściwie w Raciborzu musi być inaczej? Dlaczego normalny człowiek, mieszkaniec Raciborza, nie może w zwykły letni dzień wyjść z przyjaciółmi nad Odrę z butelką wina? Nie sądzę, byśmy jako Polacy byli jacyś niedorozwinięci społecznie i dla naszego dobra trzeba zabronić nam picia alkoholu nad rzeką i schować nas z nim na działki, altanki i do garażu. Przecież po wyjściu z piwnego ogródka (gdzie piwo spożywamy legalnie) nie wracamy do chodzenia na 4 łapach! Raciborzanie nie są ludźmi, którzy właśnie wyszli z lasu ani z piwnicy. Raciborzanie od wielu lat spotykają się z kulturą zachodu: jeżdżą tam do pracy, mają tam rodzinę, dużo zwiedzają i podróżują. Myślę, że wbrew niektórym „zatroskanym” opiniom nie odstajemy naszym wychowaniem i kulturą od średniej europejskiej. Nie będziemy po piwie skakać z mostu do rzeki. Pozbądźmy się w końcu tych kompleksów i przekonania o tym, że bliżej nam do Homo Sovietikusa. Zresztą z jakiegoś powodu ustawodawca dał samorządom możliwość wyznaczania takich stref. Doświadczenia Szczecina, który taką strefę ulokował w centrum miasta, wskazują na to, że ilość skoków do Odry wcale nie wzrosła, a ilość interwencji policji… zmalała! Na pewno będzie trzeba pomyśleć jednak o dostawieniu koszy na śmieci i codziennym sprzątaniu bulwarów. To jednak zwykła cena za zwiększony ruch. Tam, gdzie są ludzie, tam niestety są śmieci. W Polsce, Niemczech, Francji i Szwajcarii. Ale przecież po jarmarkach, sylwestrze czy Memoriale też trzeba posprzątać. To zupełnie normalne.

Nie chodzi oczywiście o to, by wszystko puścić na żywioł, skłócić ze sobą mieszkańców, a cały park zamkowy zamienić w wielką pijalnię. Strefa, o której myśleliśmy w gronie radnych RSS Nasze Miasto, miałaby obejmować na początku obszar od mostu zamkowego do końca przystani, tak, by nie przeszkadzała mieszkańcom Ostroga, by nie wchodziła w obszar plaży miejskiej, placu zabaw i ścianki wspinaczkowej. Obejmowałaby tylko trunki niskoprocentowe tj. piwo i wino. Ci, którym z jakiegoś powodu przeszkadza sam widok alkoholu – mogliby dojść w rejon plaży górną ścieżką, pod zamkiem, nie przechodząc przez strefę. Teren, o którym myśleliśmy, jest dobrze widoczny, oświetlony, łatwo tam dotrzeć służbom miejskim oraz wszelkim patrolom – zarówno pieszym, jak rowerowym i samochodowym. Krótko mówiąc: łatwo tam utrzymać porządek. Z drugiej strony rzeki warto byłoby postawić kilka grilli publicznych. To postulat, który pojawiał się już w ramach budżetu obywatelskiego. Dym nie przeszkadzałby tam rowerzystom, osobom biegającym ani dzieciom na placu zabaw. Niewątpliwie strefa taka byłaby pewnym eksperymentem, ale doświadczenia innych miast, które je powołały, napawają mnie optymizmem. Funkcjonują one zarówno nad Odrą tj. w Opolu, Wrocławiu czy Szczecinie, jak i nad Wisłą w Warszawie i Gdańsku. Nigdzie nie ma mowy o ich likwidacji, a Warszawa i Szczecin chcą je rozszerzać. Uważam, że dobrym momentem na jej powołanie jest sesja sierpniowa, gdyż jesień da nam odpowiedź, czy faktycznie jako mieszkańcy do niej dorośliśmy. Jeśli spełnią się najczarniejsze scenariusze – w przyszłym sezonie będziemy mogli wrócić do stanu obecnego.”

Czy pomysł znajdzie zwolenników i wejdzie w fazę realizacji – czas pokaże. Jednak decydującym głosem będzie stanowisko radnych, którzy reprezentują swoich wyborców, czyli mieszkańców miasta.

Ireneusz Burek