Dziesięć dni po INTRO Festival rozmawiamy z Odyseuszem Olbińskim, głównym inicjatorem imprezy muzycznej, który opowiada o tym, jak buduje się marka INTRO na polskiej outdoorowej scenie muzycznej.
O ORGANIZACJI:
Po dziewięciu miesiącach pracy jesteśmy zadowoleni jako organizacja. Ostatnie dni były najbardziej stresujące, właściwie były loterią: mimo pogody deszczowej, uczestnicy przybyli tłumnie. Dwa miesiące poprzedzające są kluczowe i to już jest praca ustawiczna – śpi się po kilka godzin. Później ciśnienie narasta i narasta, a ostatnie dni są praktycznie bez snu. Jest kilka osób kluczowych dla organizacji: Wojtek Kuśnierz, Krystian Kowalczyk, Grzegorz Pinior – to nasz core team. Oprócz tego Agata Kasińska, Karolina Koterba, Paweł Matuszczyk, Ola Jakubczyk, Adam Gniewko i wiele osób pracujących nie tylko na zamku, ale np. w trasie i na lotniskach, podczas odbioru artystów.
O POGODZIE:
Jesteśmy tzw. festiwalem ostatniego tygodnia, tak się w branży nazywa festiwale „wschodzące”. Przez trzy miesiące w przedsprzedaży sprzedaje się tyle samo biletów, ile w ostatnim tygodniu – pół na pół. Ostatni tydzień zależy już tylko i wyłącznie od pogody. Odbiorcy wiedzą wszystko, wiedzą w jakich godzinach grają artyści, jak będą wyglądały sceny itd. Ostatecznym punktem jest pogoda. Jeśli ktoś ma przyjechać z Warszawy czy Łodzi i pakować się w trzydniowy deszcz – rezygnuje. Szczęście w nieszczęściu, dużo ludzi przyjechało tylko na Onukę i nas trochę uratowało. Przetrwaliśmy.
O TAURONIE I SPONSORACH:
Tauron w tym roku zrobił swoją strefę, gdzie rozdawał ludziom peleryny. To taka wartość dodana dużych partnerów, którzy mają doświadczenie w organizacji i ulepszaniu festiwalu, z którym są związani. I to było fajne, mają swój festiwal, który był dwukrotnie nagradzany w Europie i współtworzą go jako marka Tauron. Dotychczas w naturalny, „handmade’owy” sposób dochodzimy powoli do rangi ogólnopolskiej i zdobywamy doświadczenia. Po ogłoszeniu współpracy odezwały się do nas firmy, które często współuczestniczą w dużych festiwalach; firmy, które nie tylko wychodzą ze swoimi produktami, ale wnoszą też zupełnie inne rzeczy, począwszy od własnych scen muzycznych po animacje czasu wolnego dla uczestników. Gdyby wydarzenie miało się rozwijać, kierunek będzie związany nie tylko z samym festiwalem, ale śródmieściem i pokazaniem przyjezdnym czegoś więcej.
O BEZPIECZEŃSTWIE:
Nie było żadnych epizodów, kiedy musiałaby interweniować policja. W zeszłym roku podczas eksploracji z policjantami ustalaliśmy plan sytuacyjny bulwarów i postanowiliśmy odciąć bulwary od miasta – stworzyć chronioną strefę. I to działa prewencyjnie na osoby, które są przypadkowymi uczestnikami. Wszędzie jest policja, ochroniarze, a także kamery. Ale nie one tworzą wysoką kulturę INTRO. To ludzie, którzy przyjeżdżają i ci raciborzanie, którzy wiedzą po co przychodzą na bulwary. Jeśli ktoś przyjeżdża z daleka i płaci za bilet, oczekuje, że będzie otoczony ludźmi, którzy wyznają podobne pasje i wartości, lubią tę samą muzykę i są na tym samym poziomie kultury.
O ROZWOJU:
Radni realizują koncepcje, które obiecali ludziom w programie wyborczym lub stają przed nowymi wyzwaniami. Chciałbym odnieść się do dwóch kwestii. Zadaszenie nad lodowiskiem – od wielu lat się mówi, że w Raciborzu warto zrobić zadaszenie lub pozyskać fundusze na zupełnie nową halę. Obiekt taki mógłby służyć także latem np. moglibyśmy wykorzystać jako drugą dużą scenę Intro. Jeśli drugi brzeg Odry będzie inaczej zaadoptowany, znajdziemy jakiś kreatywny pomysł, by go „zaświecić” sztuką. Odra przez kilkadziesiąt lat była ściekiem i traktowano jak kulę u nogi miasta. A rzeka w centrum miasta to złoto.
O TYM, CZEGO NIE WIDAĆ:
Odbieramy artystów z lotnisk, jedni przyjeżdżają, drudzy odlatują. 12 przyjazdów, 12 odlotów, czyli 24 kursy krzyżujące się na siatce precyzyjnie wcześniej przygotowanej. Jeśli coś się wysypie, to sypie się nam cały plan. Jest wiele kwestii kluczowych, których nie widać na INTRO, a od których zależy powodzenie imprezy. Generalnym pozytywem jest to, że artyści wyjeżdżają pod ogromnym wrażeniem Zamku Piastowskiego. W tym roku mapping był jeszcze bardziej dopracowany, ale zmierzamy do zmappingowania całego zamku. Wtedy ostatecznie będziemy mieli wydarzenie jedyne nie tylko w Polsce, ale i w Europie Środkowej. Będzie to postawienie tej kropki nad „i” w projekcie INTRO2020.
O TYM, CZEGO BRAKUJE:
Brakuje nam struktury i rzeczy, których nie da się już robić wolontaryjnie. Ale to wiedzieliśmy już rok temu, a jednak znowu się udało. Brakuje nam ekip produkcyjnych specjalizowanych np. do produkcji stref VIP, tworzenia zaawansowanych adaptacji artystycznych. Nie możemy się równać z OFFem czy Tauronem, które na promocję wydają tyle, ile my na całe wydarzenie. Rozwój tego festiwalu to de facto postawienie na profesjonalizację zespołu, a pracą na najbliższe miesiące będzie próba nawiązania współpracy z dużą marką, która dostrzeże korzyści z rozwoju i współpracy. Jeśli uda się ściągnąć dużego Partnera i zwirtualizować zamek, będziemy wszyscy dumni. Czas pokaże, czy to realia czy mrzonka.
Rozmawiał: Ireneusz Burek
fot. Ireneusz Burek