Po przekroczeniu bramy otworzył się dla mnie zupełnie nieznany wcześniej świat – tylko u nas wspomnienia z pobytu w więzieniu!
Pierwszy raz trafiłem do więzienia kiedy miałem trzydzieści lat. Wcześniej niewiele wiedziałem o tym miejscu. Więzienie od zawsze istnieje w świadomości raciborzan. Ten wielki ceglany kompleks jest jedną z charakterystycznych budowli miasta. Niekoniecznie musi być eksponowany jako jego wizytówka. Jednak w pewnych środowiskach na terenie kraju zwrot "ZK Racibórz" od razu przywołuje idealne skojarzenie z miejscem na mapie Polski oraz wywołuje respekt.
Wszyscy wiemy, że osadza się tu recydywistów. Niewielu wie, że zakończono jego budowę w 1851 roku. Rzadko poza mury wydostają się wieści o tym, co tam się dzieje. Pamiętam z dzieciństwa jak zawisła nad więzienną wieżą biała flaga. Jacyś więźniowie zabarykadowali się tam i rozwiesili prześcieradło. Tak jak szybko bunt wybuchł, tak szybko został stłumiony. Straż więzienna jest bardzo skuteczna.
Za mury więzienia trafiłem z własnej woli w roku 2007 z racji udziału w komisji wyborczej. Miałem nadzorować głosowanie. Wówczas członkami komisji byli "ludzie z miasta". Naszym zadaniem było przeprowadzenie wyborów parlamentarnych w tym odizolowanym miejscu. Posiadałem już doświadczenie z poprzednich wyborów w innych komisjach. Tu było zupełnie inaczej. Było kilka znamiennych różnic między tym zamkniętym okręgiem wyborczym, a zwykłym.
Podczas wejścia na teren zakładu karnego następuje skrupulatne przeszukanie. Należy zdać do depozytu telefony komórkowe. Same wybory też są inne. Wyborcy są doprowadzani grupowo. Oczywiście ten przywilej dotyczy tych osadzonych, których sąd nie pozbawił czynnego prawa wyborczego.
Po przekroczeniu bramy otworzył się dla mnie zupełnie nieznany wcześniej świat. Prosta w formie architektura była urozmaicona kratami, kamerami. Nad wszystkim czuwali funkcjonariusze Służby Więziennej. Można było odczuć władzę, jaką posiadali strażnicy nad osadzonymi, gdy ci byli przyprowadzani do lokalu wyborczego. Grupa wchodziła do świetlicy i stawała przed stołem komisji. Wówczas strażnik mówił – krok do tyłu- i cała grupa jednocześnie cofała się od stołu.
Zobacz więcej zdjęć – jak wygląda Zakład Karny od wewnątrz?
Wystrój świetlicy odbiegał od oszczędnego wystroju reszty wnętrz zakładu karnego, nie licząc kaplicy. Ściany świetlicy były wtedy pokryte grafikami nawiązującymi do biblijnych opowieści o ucieczce Izraelitów z niewoli egipskiej. Już na pierwszy rzut oka widać było, że artysta lub artyści byli bardzo utalentowani. Obecnie z tamtego wystroju zostały płaskorzeźby pod sceną.
Sam proces głosowania był niezapomniany. Grupy były przyprowadzane przez kilku wychowawców. Z rozmów jakie były słyszane wynikało, że głosujący byli dobrze przygotowani odnośnie programów wyborczych. Pojawiało się też głośne pytanie, czy więcej głosów zdobędzie Pan Zielonka czy Pani Zając. Jednak to był wyjątek. Innym zjawiskowym zdarzeniem było, gdy większa grupka strażników przyprowadziła jednego skazanego. Był on ubrany w pomarańczowy kombinezon i miał zapiętego pająka na rękach i nogach. Pająk w gwarze więziennej to połączone łańcuchami kajdanki. Skazaniec po komendzie, że można głosować, robił krok za krokiem w kierunku stołu komisyjnego, a jego eskorta w ślad za nim czyniła to samo. Przypomnę, każdy głosujący składa podpis, że odebrał kartę do głosowania. Jednak gdy odziany na pomarańczowo więzień był niespełna metr przed stołem oświadczył, że rezygnuje z głosowania. I cała świta w podobnym szyku opuściła świetlicę. Zrobiło to wrażenie szczególnie na pani, która miała wydać kartę do głosowania i powiedzieć: " Długopis i tu proszę podpisać."
Zakład karny, jak usłyszeliśmy po tym zdarzeniu, to nie tylko miejsce dla alimenciarzy. System musi być tak zorganizowany, by sami więźniowie nie wchodzili sobie w drogę. Ponadto na jednym oddziale nie może być dwóch skazanych, którzy wcześniej znali się z jednej grupy przestępczej. Sam zakład karny zbudowany jest na planie krzyża. Z centralnego punktu widać wszystkie korytarze. Wejście do każdego budynku, na każde piętro zamykane jest kratą. Więźniowie przebywają w celach zamykanych masywnymi drzwiami z ryglami i zamkiem.
Są też miejsca, gdzie wychodzą oni na spacery. Nie są to parki jordanowskie. Jednak więzienie to nie hotel. Każdy więzień ma prawo do spaceru. Mają oni też prawo do pracy i rozwijania swoich zdolności. Wszyscy są poddawani procesowi resocjalizacji, w ramach którego przechodzą różne terapie i uczą się zawodu. Przecież ci ludzie kiedyś skończą odbywanie kary i zapragną żyć, pracować jak większość społeczeństwa. Nie wszyscy traktują pudło jak ziemię obiecaną.
Dostęp do służby zdrowia i praktyk religijnych też jest możliwy. Kaplica katolicka podczas cotygodniowych mszy jest zawsze pełna. Przedstawiciele innych religii spotykają się w innych wyznaczonych miejscach. Jednym z takich miejsc jest sala przesłuchań. W tej sali są pomieszczenia, gdzie prokurator lub inny urzędnik przez specjalne okno może rozmawiać z pozbawionym wolności.
Pobyt w tym miejscu odosobnienia, nasunął mi dwie refleksje. Trochę to przygnębiające, że wszystko odbywało się pod dozorem i za zgodą wychowawców. Jednak ten porządek świadczył, że Służba Więzienna nad wszystkim panuje.
/Artur Wierzbicki/